Podróż w nieznane (Węgry, Rumunia)
: 30 czerwca 2011, 13:03
Odliczam ostatnie godziny w pracy, wieczorem pakowanie, chwila snu i 1-go dnia lipca wyjadę z moim miłym plecaczkiem w nieznane...
Decyzja o wyjeździe wyszła bardzo spontanicznie, jak większość ostatnich wydarzeń w moim życiu. Poniedziałek 20 czerwca robimy naradę. Mamy do dyspozycji 10 dni. Generalnie namiot i spanie na dziko. Pęka butelka wina, padają pierwsze pomysły: nad Bałtyk? - nie, za blisko. Czechy? - już byłem. Bieszczady? - ok, ale tylko jeden dzień przejazdem. To gdzie dalej? Słowacja? Węgry? Hmm Węgry brzmią ciekawie. Byłem tam kiedyś za młodu, ale tylko w jednym miejscu. Intrygujący język, dzikie stepy, ostra zupa rybna... No dobra! Kupujemy przewodniki, mapy, przeglądamy interesujące miejsca: Puszta, Eger, Balaton itd., itp. Ale ciągle po głowie chodzi mi coś innego, jakieś większe wyzwanie...
W międzyczasie kompletujemy potrzebny ekwipunek. Drugi kas jest, ale brakuje ciuchów dla Kasi. Do motocykla natomiast sakw (poprzednie przepaliły się od wydechu), oraz większych toreb podróżnych. Do tej pory jeździłem zawsze sam, a teraz plecaczek i będzie więcej bagaży. Na dokładkę ostatnio znowu puścił spaw od mocowania oparcia z bagażnikiem... Czas goni, bo do planowanego wyjazdu pozostało praktycznie tylko 6 dni - bo przecież 4 dni długiego weekendu czerwcowego też nie mogą się zmarnować! Odwiedzamy kilka sklepów motocyklowych z ciuchami. W jednym ceny z kosmosu, w innym brak rozmiarów, w innym wszystko wyszło. Jednym słowem w sklepach bryndza. Na ostatnią chwilę nic dobrego nie kupimy. Ale od czego są przyjaciele? Szybki odzew i już jest kurtka! W następnym tygodniu, spodnie, nawet przeciwdeszczówka, kuchenka turystyczna, torba na bak! W gratisie serdeczne życzenia udanej podróży i zaproszenie na kawę.
Po weekendzie czerwcowym zostały nam 4 dni. Dni to właściwie za dużo powiedziane!, bo przecież jeszcze praca, a niektórzy pracują do późna... Więc ostatnie wieczory w zabieganiu do późnej nocy: dłubanie przy przy motocyklu - wymiana oleju, potrzebne regulacje, bagażnik oddany do spawania, w międzyczasie przychodzą nowe sakwy. Z rańca skok do sklepu ze śrubkami, później skręcanie, montowanie. Kierunkowskazy trochę przeszkadzają (są za blisko), ale jakoś daje radę. Jeszcze ostatnie pochylenie się nad mapami. Po czerwcówce w Tatrach góry strasznie mnie ciągną, a Węgry są przecież tak przeraźliwie płaskie! To może zmiana planów? Plany? Czy w ogóle w tak krótkim czasie można coś zaplanować? Porzucamy więc trudy wyznaczania trasy i oznaczania miejsc na mapie. Spontan to to, co ostatnio nam najlepiej wychodzi... Dokąd więc? Może Rumunia?
Już jutro ruszamy w nieznane...
Decyzja o wyjeździe wyszła bardzo spontanicznie, jak większość ostatnich wydarzeń w moim życiu. Poniedziałek 20 czerwca robimy naradę. Mamy do dyspozycji 10 dni. Generalnie namiot i spanie na dziko. Pęka butelka wina, padają pierwsze pomysły: nad Bałtyk? - nie, za blisko. Czechy? - już byłem. Bieszczady? - ok, ale tylko jeden dzień przejazdem. To gdzie dalej? Słowacja? Węgry? Hmm Węgry brzmią ciekawie. Byłem tam kiedyś za młodu, ale tylko w jednym miejscu. Intrygujący język, dzikie stepy, ostra zupa rybna... No dobra! Kupujemy przewodniki, mapy, przeglądamy interesujące miejsca: Puszta, Eger, Balaton itd., itp. Ale ciągle po głowie chodzi mi coś innego, jakieś większe wyzwanie...
W międzyczasie kompletujemy potrzebny ekwipunek. Drugi kas jest, ale brakuje ciuchów dla Kasi. Do motocykla natomiast sakw (poprzednie przepaliły się od wydechu), oraz większych toreb podróżnych. Do tej pory jeździłem zawsze sam, a teraz plecaczek i będzie więcej bagaży. Na dokładkę ostatnio znowu puścił spaw od mocowania oparcia z bagażnikiem... Czas goni, bo do planowanego wyjazdu pozostało praktycznie tylko 6 dni - bo przecież 4 dni długiego weekendu czerwcowego też nie mogą się zmarnować! Odwiedzamy kilka sklepów motocyklowych z ciuchami. W jednym ceny z kosmosu, w innym brak rozmiarów, w innym wszystko wyszło. Jednym słowem w sklepach bryndza. Na ostatnią chwilę nic dobrego nie kupimy. Ale od czego są przyjaciele? Szybki odzew i już jest kurtka! W następnym tygodniu, spodnie, nawet przeciwdeszczówka, kuchenka turystyczna, torba na bak! W gratisie serdeczne życzenia udanej podróży i zaproszenie na kawę.
Po weekendzie czerwcowym zostały nam 4 dni. Dni to właściwie za dużo powiedziane!, bo przecież jeszcze praca, a niektórzy pracują do późna... Więc ostatnie wieczory w zabieganiu do późnej nocy: dłubanie przy przy motocyklu - wymiana oleju, potrzebne regulacje, bagażnik oddany do spawania, w międzyczasie przychodzą nowe sakwy. Z rańca skok do sklepu ze śrubkami, później skręcanie, montowanie. Kierunkowskazy trochę przeszkadzają (są za blisko), ale jakoś daje radę. Jeszcze ostatnie pochylenie się nad mapami. Po czerwcówce w Tatrach góry strasznie mnie ciągną, a Węgry są przecież tak przeraźliwie płaskie! To może zmiana planów? Plany? Czy w ogóle w tak krótkim czasie można coś zaplanować? Porzucamy więc trudy wyznaczania trasy i oznaczania miejsc na mapie. Spontan to to, co ostatnio nam najlepiej wychodzi... Dokąd więc? Może Rumunia?
Już jutro ruszamy w nieznane...