
Wydaje mi się też, że chociaż jechaliśmy tylko przez cywilizowane, nudne europejskie kraje, to udało nam się zaliczyć kilka ciekawych miejsc i tras (przynajmniej wg. nas), które warto pokazać - być może kogoś z Was zainteresują i też się wybierze

Pomysł na wycieczkę motocyklem na południe Europy chodził nam po głowie od zeszłego roku. Niestety chyba za bardzo to w zeszłym roku planowaliśmy, bo nic z tego nie wyszło. Dlatego też w tym roku, decyzja o wyjeździe zapadła dopiero jakieś dwa tygodnie przed terminem, a w trasę ruszyliśmy bez większego planowania i przygotowań.
Oczywiście cała wycieczka pewnie nie miałaby miejsca gdyby nie dwie, jakże dzielne bohaterki tej wyprawy:
Yamaha Virago XV750, rocznik 1990 - motorek pełnoletni i jak widać nie wyróżniający się niczym szczególnym, ubrany skromnie bez zbędnych ozdobników i dodatków, może nie najładniejszy i trochę zmęczony wiekiem ale ważne że zawsze chętny do jazdy i jeszcze nigdy nie zawiódł

Pani MONIKA.S, która dzielnie znosiła niewygody tylnego siedzenia i z wielkim zaangażowaniem pełniła funkcję fotografa pokładowego dzięki czemu mamy teraz kilka fotek którymi można się pochwalić. Oczywiście wielkie :brawa: i podziękowania dla żonci za to że nie tylko dała się naciągnąć na urlop w siodle, ale sama również motywowała żeby nawijać kolejne kilometry na koła

Wracając do planu wyprawy - mieliśmy zamiar odwiedzić na motorze Chorwację, ale ponieważ zjeździliśmy już ją wcześniej dość dokładnie samochodem chcieliśmy poświęcić trochę czasu na atrakcje po drodze, takie jak Wiedeń i rejon Alp Julijskich nie śpiesząc się zbytnio nad morze. Kiedy temat wyjazdu do Wiednia "wyciekł" na forum GŚ, to okazało się że są chętni aby nam potowarzyszyć w pierwszym etapie podróży i wybrać się na weekend do Wiednia. Całej ekipie oczywiście serdecznie dziękujemy za towarzystwo!
Dzień 1 i 2 - Wiedeń
Podróż zaczynamy dzikim świtem 16 lipca roku pańskiego 2011.

W niedzielę musieliśmy się niestety pożegnać bo koledzy musieli wracać do Polski. My z żoncią postanowiliśmy jeszcze zaliczyć w tym dniu:
- wycieczkę do lasku wiedeńskiego

- mały przelot Virówką po mieście
- Prater
- oraz wieczorny romantyczny spacerek żeby sprawdzić czy Wiedeńczycy nie oszczedzają zbyt na oświetleniu

Podsumowując: Wiedeń jest piękny, można by w nim spędzić aktywnie nawet cały tydzień i jeszcze zostałoby pewnie sporo atrakcji do zaliczenia. Niestety, atrakcje miasta sporo kosztują i na dłuższy pobyt tym razem nie bardzo nas stać


Dzień 3 - lecimy do Słowenii
Kolejnym celem naszej wycieczki miało być miasteczko Bohinij na Słowenii. Oczywiście byłoby zbyt proste jechać tak bezpośrednio do celu więc po drodze planujemy zaliczyć widokową trasę Nockalmstrasse w parku Nockberge (http://www.nockalmstrasse.at/en/). Z Wiednia lecimy na południe autostradą A2, potem trasą S6. S6-tką jedzie się początkowo super, bo jest w miarę pusto, są fajne widoki, trochę ciekawych łuków i sporo tuneli. Niestety pogoda robi się coraz bardziej niewyraźna, a po krótkim postoju w okolicach St. Marein zaczyna dość mocno padać. Pierwszy deszcz w trasie jednak nas nie zraża. Ubieramy przeciwdeszczówki i mkniemy dalej z nadzieją że za jakiś czas pogoda się poprawi. Jak na złość po jakimś czasie jest jeszcze gorzej i zupełnie nie ma widoków na poprawę pogody. W takiej sytuacji nie ma sensu pchać się do parku Nockberge więc odbijamy na Klagenfurt i zmierzamy w kierunku Słowenii. Zrobiliśmy jakieś 100 km w deszczu ale przed Klagenfurtem aura w końcu trochę nam odpuszcza i przestaje padać, tak że nawet można wyjąć aparat i cyknąć po drodze kilka fotek.
Z rejonu Klagenfuru na Słowenię najszybciej dostać się przez niemalże ośmio kilometrowy tunel Karavanke i większość ludzi wybiera właśnie tę trasę. Oczywiście nas nie przekonuje opcja nudnej i prostej drogi za którą trzeba jeszcze zapłacić kiedy za friko można mieć frajdę śmigania po alpejskich zakrętach


Oczywiście Virago trzyma się dzielnie, więc docieramy do szczytu w całości, przejeżdżamy krótki tunel i możemy podziwiać widoki na słoweńską partię Alp.

Z granicy mamy już tylko rzut kamieniem przez Bled do Bohinij, delektując się słoweńskimi drogami robimy szybki rekonesans kilku miejsc kempingowych i decydujemy się na nocleg w Bledzie.
Dzień 4 - Virago leniuchuje

Dzisiaj pierwszy dzień bez jazdy, chociaż po trzech dniach w siodle jakoś tak dziwnie bez mruczenia silnika. Ale skoro to urlop to i Virażce też należy się trochę odpoczynku

Dzień 5 - Vintgar i przełęcz Vrsic
Poranek wita nas deszczem i nie bardzo nam się to wszystkim podoba. Obie dziewczyny strasznie marudzą, że chętnie by się gdzieś przewiozły.
Niestety do popołudnia jesteśmy uziemieni na miejscu. Dopiero po południu można odpalić maszynę i ruszyć w trasę. Tym razem nie planujemy nic wielkiego, kilka kilometrów do wąwozu Vintgar.
Po zejściu z trasy czujemy jednak pewien niedosyt jazdy. Jest 17:00, pogoda całkiem całkiem więc tylko chwilę się zastanawiamy i ruszamy zrobić małą pętelkę dookoła Alp (http://maps.google.pl/maps?saddr=Spodnj ... via=1&z=11). Główna atrakcja to droga 50 zakrętów i przełęcz Vrsic (1611 m n.p.m.). Jadąc na przełęcz z Kranjskiej Góry zaliczamy 25 ładnie ponumerowanych zakretów. oczywiście jest ich zdecydowanie więcej ale numerowane są chyba tylko te na których zawijamy się o 180 stopni. Żeby było weselej większość zakrętów wyłożonych jest kostką - chociaż lubię takie trasy to nie bardzo wyobrażam sobie tutaj jazdę w deszczu.
Na jednym z zakrętów spotyka nas nagle niespodzianka, włoski autokar zajmujący całkowicie drogę. Nie mamy wyjścia i trzeba się cofnąć w połowie zakrętu pod górę na tej cudownej kostce - zdecydowanie nikomu nie polecam takich doświadczeń. Oczywiście wszystko wynagradza widok z przełęczy, nawet na nas, osobach które sporo chodziły po górach robi on wielkie wrażenie. Kilka fotek i jedziemy dalej. Na zjeździe zaliczmy koleje 25 zakrętów ale tutaj droga jest zdecydowanie lepsza i sprawia więcej frajdy.
Robimy pętelkę dookoła Alp, niestety ponieważ ruszyliśmy trochę za późno końcówkę trasy trzeba zaliczyć w kompletnych ciemnościach. Kręcimy jakieś wariackie agrafki po górach i lesie nie widząc kompletnie co jest dookoła. Dopiero za dwa dni mieliśmy przekonać się jakimi pokręconymi drogami przyszło nam jechać i pewnie gdybyśmy wcześniej o tym wiedzieli to przeczekalibyśmy do rana

Dzień 6 - Nockalmstrasse
Chociaż pierwsze podejście do Nockalmstrasse nie wyszło przez pogodę postanowiliśmy, że się nie poddamy i jeszcze wrócimy pojeździć po Austrii. Nieśmiało planujemy przejechać tym razem Nokalmstrasse, pokręcić się po Villach i jak czas pozwoli zaliczyć jescze Villach Alpine Road (http://www.villacher-alpenstrasse.at/en/alpenstrasse/). Aura sprzyja więc ruszamy z samego rana. Po drodze zahaczamy jeszcze o Planicę - może skocznia w lecie nie wygląda tak atrakcyjnie jak w TV ale widok z góry robi wrażenie. Bez dwóch zdań, żeby zjechać na krechę z rozbiegu, skoczyć i przelecieć przeszło 200 metrów trzeba mieć naprawdę wielkie jaja

Po chwili przerwy ruszamy dalej, przez Tarvisio we Włoszech prosto na austryjacką autostradę A2 i dalej w kierunku Interkerms. Im bliżej celu tym bardziej martwią nas ciemne chmury gromadzące się na niebie, co prawda drugi raz nie mamy zamiaru odpuścić ale jazda w deszczu po ostrych winkalch nie należy do przyjemności. Po zjeździe z autostrady zaczyna trochę kropić ale po chwili ustaje i na wjeździe do parku Nockberge jest już względnie sucho. Mijamy kasę w której zostawiamy 8 euro za wjazd i startujemy cieszyć się przeszło trzydziestoma kilometrami równiutkiego asfaltu, ostrych winkli i pięknych widoków. Nockalmstrasse to jedna z popularniejszych tras motocyklowych w Austrii, można tu trochę poszaleć na zakrętach chociaż czasami można się niemiło zdziwić napotykając na wyjściu z winkla stado krów spacerujących sobie bez większych ograniczeń po terenie parku. Mnie dodatkowo prowadzenie utrudniał strzelec pokładowy, który niemiłosiernie wiercił się z tyłu w poszukiwaniu co lepszych ujęć. Z drugiej strony, bez tej wiercącej się fotografki nie byłoby pewnie czym zachęcic Was do odwiedzenie tego regionu Austrii.
Chociaż szczęśliwie przejechaliśmy Nockalmstrasse na sucho, to zaraz po wyjeździe znowu zaczęło padać i 40 kilometrów do Villach przyszło nam pokonać w deszczu. Chociaż w Villach przestało padać niebo było dalej mocno zachmurzone a drogi mokre. W takich warunkach nie było sensu pchać się na Villach Alpine Road. Pokręciliśmy się więc trochę po centrum Villach i ruszyliśmy w drogę powrotną na Słowenię. Oczywście żeby nie było zbyt nudno znowu odpuściliśmy tunel Karavanke i ruszyliśmy przez przełęcz Wurzen Pass. Chociaż sama przełęcz nie jest zbyt wysoka (1073 m n.p.m.) to na drodze jest sporo ostrych podjazdów i fajnych zakrętów. Gdzieś przy szczycie jest tzw. "Bunker Muzeum" - w czasie zimnej wojny wybudowano tu sieć tajnych umocnień które teraz można zwiedzać.
Dzień 7 (piątek) - w drodze na Chorwację
Słowenia i Alpy to naprawdę piękne tereny i kiedyś na pewno tu jeszcze wrócimy, żeby trochę więcej czasu spędzić w górach na własnych nogach. Ponieważ jednak tegoroczny urlop miał być spędzony w siodle stwierdziliśmy zgodnie że pora ruszać dalej. Kierunek Chorwacja, ale żeby było ciekawiej wybraliśmy miejsce gdzie góry spotykają się z morzem (tak też reklamują je Chorwaci) czyli rejon parku Wielka Paklenica. Po drodze jeszcze krótka wizyta w nad bohińskim jeziorem żeby zrobić kilka pamiątkowych fotek.
Trasa jak zwykle u nas wyznaczona zostaje z użyciem opcji "atrakcyjna" zamiast "najszybsza"

Jedziemy dalej w kierunku Chorwacji i ok. 17:00 po raz pierwszy z siedzenia motocykla widzimy Adriatyk. Za Rjeką pakujemy się na magistralę Adriatycką i lecimy tą trasą do samego Starigradu gdzie chcemy się zatrzymać. Gdyby nie położenie i widoki to po alpejskich winklach magistrala mogłaby się wydawać wręcz nudna i monotonna. My jeździliśmy już nią kilkakrotnie samochodem ale z siedzenia motocykla odbiera się zupełnie inaczej. Tak więc cieszyliśmy się każdym kolejnym zakrętem, widokami, zapachem morza i przydrożnych knajpek. Tak zwyczajna wakacyjna nuda

Dzień 8 - leniuchujemy, tylko 50km na kołach
Wczoraj zrobiliśmy trochę ponad 400 km więc dzisiaj leniuchujemy. Mała rundka wokół przysłowiowego komina, jakieś zakupy, knajpka i dzień zleciał

Dzień 9 - wyspa Pag
Ponieważ jazdy nigdy za wiele postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc w których spędzaliśmy kiedyś wakacje. Rażanac to mała i cicha mieścinka po drugiej stronie zatoki. W sam raz dla kogoś kto szuka podczas urlopu odrobiny spokoju. Oczywiście wszędzie spotykamy Polaków, którzy widząc samotny motocykl na polskich blachach z ciekawością wypytują o szczegóły podróży na Chorwację na motocyklu.
Lecimy dalej na wyspę Pag.
Miasteczko Pag już dobrze znamy więc odwiedzamy tym razem Nowaliję - w sumie nic szczególnego, kurort wypoczynkowy jakich wiele, chociaż sprzedają dobre pączusie na deptaku i nieźle kręcą świnki.

Chociaż przyjechaliśmy na Chorwację z utwierdzonym podczas poprzednich wyjazdów przekonaniem że tu zawsze świeci słońce z Pagu wracamy w strugach deszczu. Dla nas to wyjątkowe zaskoczenie, ale jak się potem dowiadujemy od Polaków którzy siedzą tu dłużej, to ostatnie dwa tygodnie nie są zbyt pogodne. Temperatura ok. 24 stopni i dość częste deszcze to przecież jak na warunki Chorwackie prawie zima.

Dzień 10 - Paklenica
I znowu góry, czyli to co króliczki lubią najbardziej

Dzień 11
Dzisiaj znowu leniuchujemy prawie cały dzień. Żeby jednak Virażce nie było przykro zabieramy ją wieczorem na mały plażowy lansik

Dzień 12 - wyspa Rab
Być nad morzem i nie płynąć statkiem? Chyba nie wypada więc dzisiaj całą trójką (ja, Monika i Vircia) wybieramy się na krótki rejs. Cel malutka, chociaż dość urokliwa wyspa Rab. Zwiedzamy miasteczko Rab i Lopar.
Dzień 13 - jutro wracamy, więc dzisiaj kolejny dzień lenistwa dla wszystkich

Dzień 14 (piątek) - pożegnanie z morzem

Zbieramy się leniwie, czasu jest sporo bo planujemy tym razem trochę przyśpieszyć i przynajmniej Chorwację przelecieć autostradą. Pożegnanie z morzem i W końcu koło 10:00 startujemy w kierunku Węgier. Błyskawicznie robimy te 400 kilometrów autostrady i przed 14:00 stoimy w kolejce na granice. Niestety Chorwacja jeszcze nie jest w Unii więc na wyjeździe jak zwykle trzeba trochę odstać. Chociaż planowaliśmy nocować nad Balatonem jest na tyle wcześnie, że decydujemy jechać aż do Bratysławy. To w końcu niecałe 300 km krajową 86-tką. Pasażerka nie protestuje i w efekcie ok. 20:00, zaliczając w ciągu dnia jakieś 650 km rozkładamy się na polu kampingowym w stolicy Słowacji.
Dzień 15 - Bratysława
Ostatni dzień podróży. Do domu zostało ok. 400 km więc to właściwie krótka przejażdżka. Czasu jest sporo więc fundujemy sobie i małemu zielonemu przyjacielowi małą rundkę po Bratysławie.
Z kiepskimi minami, coraz bardziej świadomi tego że to już koniec urlopu, startujemy ok. 12:00 w kierunku Polski. Przed 16:00 przekraczamy granicę w Cieszynie, a o 17:00 lądujemy w Jaworznie u teściów. Pogoda kiepska, nastroje podobne bo przecież jeszcze dwa dni temu przypiekało nas chorwackie słońce. Trudno, pozostaje zrobić na pamiątkę fotkę licznika i czekać do przyszłego roku

Tyle tego marudzenia, może komuś się jednak spodoba ta nieskładna relacja

Podsumowując zrobiliśmy w dwa tygodnie jakieś 3,5 tysiąca kilometrów, Virażka dzielnie to zniosła i nie narzekała


Ja osobiście zdecydowanie polecem każdemu taką "samotną" wyprawę przed siebie. W zeszłym roku pojechaliśmy na jedno moto nad nasze morze, teraz zdecydowaliśmy się zaliczyć samotnie Chorwację i muszę powiedzieć że przy całej frajdzie jazdy w grupie, dopiero taka samodzielna, dłuższa wycieczka pozwala naprawdę poczuć klimat tej całej motocyklowej wolności i niezależności. I nie ważne jest że kręcisz się po cywilizowanej Polsce czy Europie i przecież cały czas jesteś w zasięgu GSM. Ważne że jedziesz sam przed siebie, tam gdzie tylko zechcesz, bez oglądania się na innych, szczegółowego planowania noclegów czy pilnowania godziny obiadokolacji.

Więcej fotek z wyjazdu możecie pooglądać pod poniższymi linkami:
Wiedeń - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... _PCumLmOEA#
Austria i Słowenia - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... wuXYpNy8JQ#
Chorwacja - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... oHvjveohQE#
Bratysława - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... s3sk7rMoAE#