Piter7011 pisze: ↑22 marca 2023, 06:19
Pytanie tylko takie się nasuwa :
czy ktoś to wlewa do już do zajechanego silnika , czy sprawnego a to go rozpierdziela.
No właśnie. Przeważnie (a skłonny byłbym napisać - na pewno) w motocyklach nowych, na gwarancji nikt takich eksperymentów nie uskutecznia - choćby ze względu na ryzyko utraty gwarancji wskutek wykonywania obsługi serwisowej poza siecią warsztatów producenta/sprzedawcy. Zapewne nikomu do głowy nie przyjdzie zatroszczyć się o przyszłość swojego nowego motocykla w ten właśnie sposób (oczywiście pod warunkiem, że to miałoby działać).
Kolejny etap, to motocykl jeszcze w marę nowy, już bez gwarancji ale w pełni sprawny. Czasem jeżdżony przez pierwszego właściciela, czasem świeżo kupiony. Tu zapewne pojawiają się pierwsze próby "naprawiania" albo "dbałości" o silnik (a, nie wiadomo czym poprzedni właściciel zalewał silnik i czy wymieniał regularnie, to wypłuczę przed wymianą). To może mieć trochę sensu, aczkolwiek przypuszczam, że znów liczba przypadków stosowania różnych specyfików nie będzie powalająca, nie sądzę aby jakiś warsztat, gdzie często oddajemy motocykl na pierwszy przegląd po zakupie, sugerował wypłukanie silnika - a to akurat mogłoby mieć najwięcej sensu: płukanka z możliwościami warsztatowymi usunięcia resztek.
Przejdźmy do fazy schyłkowej życia motocykla - coś szwankuje, coś kopci, gdzieś konie się rozbiegły albo słychać niepokojące odgłosy. A, wlejmy płukankę, zalejmy nowym olejem z dodatkiem uszczelniającym ... To częste podejście osób, które szukają tańszych metod przywrócenia silnika do świata żywych. Tu wiele zależy od tego czy ratowanie zaczynamy na silniku, który ma szanse przeżyć czy generalnie nadaje się jedynie do tego, żeby nie trzeba było motocykla pchać do warsztatu - kopci, kicha, ale jeszcze jedzie. W przypadku silników zajechanych remont generalny jest raczej pewny - żadne "mycie z dywanikami", żadne ceramizery, zagęszczacze, dodatki sprawdzone w zastosowaniach militarnych czy jak to jeszcze reklamują sprzedawcy - nie pomogą. Zapewne jeszcze jakiś dodatkowy detergent pogarsza sytuację powodując zmycie osadów uszczelniających zużyty silnik.
Z ekologicznego punktu widzenia (jaki motocyklista myśli o ekologii? przecież gdyby myślał, wsiadłby na rower) to może mieć zalety: albo pomoże i kopciuch przestanie kopcić albo zmusi definitywnie do wykonania gruntownego remontu.
A tak poważniej - są marki (producenci chemii motoryzacyjnej), które raczej dbają o to, by jakimś wynalazkiem nie zaszargać sobie opinii. LM to na tyle znana i uznana firma, że może warto się zastanowić czy przy wymianie wlać preparat czy zaoszczędzić kasę na przejechanie kolejnych 100 km. Co do innych produktów ulepszających silniki zadałbym pytanie - jeśli jest coś, co mogłoby poprawić warunki pracy silnika i może pomóc w codziennej eksploatacji to czemu nie jest to sprzedawane jako gotowy produkt o nazwie "Super Olej zwiększający kompresję i obniżający zużycie paliwa do zielonych motocykli z kamertonem na baku" - przecież zamiast sprzedawać to co pięćdziesiątemu użytkownikowi jako ekstra dodatek mogliby sprzedawać każdemu, kto ma zielony motocykl. Skoro jest tak dokładnie przebadane w laboratoriach amerykańskiej armii i w lotach kosmicznych to nie ma prawa zaszkodzić w normalnej jeździe wokół komina, czyż nie?
Popatrzmy na to jak psycholog. Wydatek kilkudziesięciu złotych na dowolny preparat zawierający homeopatyczne ilości dodatkowych (innych niż standardowo będące w oleju) detergentów, dające efekt placebo (ani nie pomoże ani nie zaszkodzi) sprawia, że nikt nie pójdzie do sądu walczyć z naciągaczem. Kwota jest zbyt mała a prawdopodobieństwo udowodnienia nieskuteczności środka zerowe (prawnicy producenta wykażą, że w Twoich specyficznych warunkach efekt mógł być mniej widoczny).
Jest różnica w tym, jak wyglądał rozebrany silnik smarowany selektolem w latach 80-tych ubiegłego wieku a jak wygląda współcześnie eksploatowany na syntetycznym/półsyntetycznym a nawet mineralnym oleju Castrola, LM, Motula czy innych marek. Oznaczenie literowe specyfikacji technicznej współczesnych olejów zbliża się niebezpiecznie do końca alfabetu gdy we wspomnianych latach 70-80 ledwie byliśmy na początku alfabetu. Obecnie produkowane oleje zawierają takie ilości dodatków uszlachetniających, że gdybyśmy znów wrócili 50 lat wstecz, ktoś mógłby sugerować ich użycie jako płukanki przed wymiana oleju co 20 tys. km.
Reasumując - jest sens żeby takie preparaty były dostępne bo komuś może to być potrzebne. To trochę tak, jak z łatkami do dętki - są, można użyć jak będzie uzasadnienie do użycia. Nikt przy zdrowych zmysłach raczej nie nakleja łatki na dętkę "na wszelki wypadek" (chociaż mogę się mylić)