NATALIOWE jasemczubkowanie :)
- natalia
- Posty: 197
- Rejestracja: 02 grudnia 2012, 17:06
- Motocykl: Honda CBR f4i
- Lokalizacja: Zielona Gora
- Wiek: 44
- Status: Offline
NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Cel wyprawy: KARPACZ
Termin wyprawy: 06-09 czerwca 2014 r.
Skład bikerów:
Natalia /natalia/ na przepięknej Hondzie CB 500
Grzesiu /e_gregor/ na tajemniczym Kawasaki zr7
Andrzej /Andrzej S/ na ujarzmionym Suzuki gsf 650
Radziu /elgora/ vel Kierownik wycieczki na nieustraszonym Suzuki gsf 600
Dzień pierwszy: KARPACZ WITA!
I nastał ten oczekiwany przez całą naszą czwórkę dzień wyjazdu i spotkania. O godzinie 11:45 zajechał po mnie pod blok, Kierownik wycieczki, Radziu. Ryk jego maszyny poderwał na nogi pół osiedla. Ba! Całe osiedle postawił na nogi! Zaciekawione twarze gapiów spoglądały ze strachem przez firanki, co odważniejsi wystawili czubek nosa za okno. Zapakowani po ?brzegi? naszych niecierpliwych podróży rumaków ruszyliśmy przed siebie. Pogoda dopisała. Błękit nieba i przyjemny powiew wiatru sprawił, że z naszych twarzy nie schodził uśmiech Na miejsce dotarlibyśmy pewnie o wiele szybciej, gdyby nie pewne, małe problemy. Pierwszy przystanek, już niecałe 15 minut od ruszenia, uwolnił moje plecy od plecaka, który majtał się na wszystkie strony. Plecak wylądował na torbie, która z kolei kołysała się lekko na siedzeniu. Kierownik pożyczył siateczkę, za co dziękuję Nie minęło kolejnych 15, no może 30 minut, gdy stwierdziłam, że chyba mi zimno. Kolejny przystanek, przebieranki, ubieranki i dalej w drogę, ku przygodzie!
Jazda z Radkiem to mistrzostwo i czysta przyjemność. Napiszę o tym, a co! Niech wszyscy wiedzą, jakie mam szczęście, że jest mi dane latać w takim towarzystwie. Nikomu do tej pory nie udało się sprawić, że jazda motocyklem stała się dla mnie nie tylko jazdą samą w sobie, ale przede wszystkim pokonywaniem własnych słabości, zahamowań czy barier. Odkryłam, że potrafię wiele! No, ale dość przechwałek.
Tuż przed Jelenią Górą zobaczyłam, że moje prawe lusterko jakoś dziwnie na mnie patrzy. Okazało się, że jego czas minął i musiał dokończyć żywota w pięknej, górskiej mieścinie. Nie udało się go przymocować, więc trzeba było się pozbyć problemu. Lusterko wylądowało w kufrze Kierownika, a jego miejsce zastąpiło?, a no tak, nic nie zastąpiło Jechałem więc z jednym lustereczkiem i muszę przyznać, że nie taki diabeł straszny. Z lekkim opóźnieniem dotarliśmy do celu ? świetny zajazd za Jelenią Górą. Tam czekali już na nas pozostali członkowie grupy Jasemczubków - Andrzej i Grześ. Ich maszyny stygły w zaciszu cienia, a oni sami rozsiedli się jak królowie i wypatrywali nas tęsknym wzrokiem. Na nasz widok poderwali się i radości całej czwórki nie było końca. Potem wspólny obiad, jak zwykle dobry i syty. Tego dnia mieliśmy zaplanowany wypad do Samotni /no dobra, ja zaplanowałam ten wypad/, więc czym prędzej ruszyliśmy do Karpacza i zakwaterowaliśmy się z przemiłej willi, a jeszcze milsi właściciele zaproponowali podwózkę, co byśmy nie musieli tyle iść ? w końcu na moto przyjechaliśmy, a nie po górach łazić, hahahaha Stanisław podwiózł nas pod samiutką Świątynię Wang, o mało do środka nie wjechał, tak bardzo chciał podwieźć nas jak najbliżej wejścia do Parku
Niestety okazało się, że gapy nie kupiły piwka, więc i tak musieliśmy wrócić kawałek do sklepu. Sklep był zajebiaszczy ? dobre, czeskie piwa, do wyboru, do koloru. Z o wiele już cięższymi plecakami ruszyliśmy przed siebie. Piwo smakowało wybornie, a droga pod górę okazała się dla nas małym Pikusiem. Takich mocarzy jak my to te góry jeszcze chyba w życiu nie widziały! Samotnia zdobyta.
Odwdzięczyła się nam pięknymi widokami i jeszcze lepszymi zdjęciami. Warto było namówić chłopaków na to wejście i wiem, że podzielają moje zdanie! Sauna, piwo, rozmowy? to dalszy ciąg piątkowego programu. Niezapomniane wspomnienia? Zrobiliśmy sobie prawdziwe SPA. I po co nam jeździć do 4 gwiazdkowych kurortów?
Dzień drugi: ZAKRĘTY ? NADJEŻDŻAMY!
Dzień zaczęty od porannej kawy w bardzo dobrym towarzystwie musi być wyjątkowy. Spacer w towarzystwie Radka po śniadanko był równie przyjemny. Nieskromnie twierdzę, że pewnie bardziej dla niego. Świeże bułeczki, swojska kiełbasa i śniadanie gotowe. Co niektórzy jeszcze smacznie spali, ale na słowo ? śniadanie ? szybko podrywali dupska do góry Wspólne ?posiłkowanie? należy do bardzo przyjemnych czynności. Polecam każdemu, kto nie próbował. Przed wyjazdem gdziekolwiek dalej musieliśmy pojechać po lusterko, bo bez niego, mimo wszystko, czułam się co najmniej dziwnie. Przyzwyczaiłam się do tego, że to właśnie w nim się przyglądam i nijak nie leżało mi podziwianie kierowcy Hondy w tym lewym W jednym z jeleniogórskich sklepów mieli takie badziewie, że nawet do roweru bym tego nie przykręciła, a co dopiero zamontowała na moim czarnym rumaku. W drugim, o wiele bardziej profesjonalnym sklepie, udało się znaleźć prawie bliźniaka mojego ocalałego lusterka. No, teraz to ja mogę jechać! Ruszyliśmy do Ząbkowic Śląskich na zlot Moto Frankenstein. Droga przez góry to droga na pewno nie przez mękę. Nie da się chyba ubrać w słowa tego, co wtedy czułam. Mając przy sobie, przed sobą, za sobą, tak wspaniałych chłopaków jak Radek, Andrzej i Grześ, czułam się wyjątkowo, przede wszystkim jako motocyklistka. Z tak rewelacyjnymi motocyklistami mogę przemierzyć świat. Tworzyliśmy zwartą, silną grupę, która niczym pociski mknęła przez niekończące się zakręty. Tak jak obawiałam się tych zawijasów tak teraz wiem, że drogi ekspresowe czy autostrady są dla cieniasów, a nie dla nas
Frankenstein czekał na nas pod ruinami zamku, ale gdy zobaczył taką ekipę od razu uciekł i już się więcej nie pokazał. Zostawił po sobie mnóstwo straganów, zapach pieczonej karkówki i chłód piwa, którego niestety nie można było posmakować. Na miejscu spotkaliśmy kilku innych forumowiczów, wymieniliśmy kilka zdań i czas było ruszać dalej.
Szkoda było pogody na siedzenie na tyłkach i patrzenie, jak inni ze smakiem siorbią piwo Trasa, jaką jechaliśmy, w sumie wszystkie trasy, jakie zrobiliśmy podczas tej wyprawy, dostarczyły nam tyle frajdy i pięknych widoków, że będziemy je pamiętać chyba do końca życia. Ja na pewno! W Szklarskiej Porębie, do której dotarliśmy po południu, zjedliśmy smakowity obiad, niestety znów niezapijany piwem Wieczorna sauna, piwo i towarzystwo ponownie sprawiły, że chyba nawet śpiąc, uśmiechaliśmy się. No, co niektórzy mieli problem ze spaniem, ale rano i tak wszyscy tryskaliśmy pozytywną energią , bo najważniejsze to ludzie, którzy kochają to samo, mają wspólne cele, marzenia, a przede wszystkim uwielbiają swoje towarzystwo
Dzień trzeci: GÓRY IZERSKIE I POŻEGNANIE ANDRZEJA
Niedziela znów przyniosła piękną pogodę i niesamowite doznania. Kierownik wycieczki zaplanował dla nas niespodziankę ? wjazd gondolą. Po przybyciu do Świeradowa i załatwieniu postoju dla motocykli, a potem miejsca dla kurtek i kasków, zasiedliśmy w pomarańczowej kapsule, która niczym rakieta porwała nas na szczyt. Nawet gorąc nie przeszkadzał, tak było zajebiście! Fotkom nie było końca, chcieliśmy uwiecznić każdą chwilę Zrobił się z tego spory zbiór
Drogi pełne zakrętów, wspólne jazdy, rozmowy, picie piwa, saunowanie sprawiło, że każdy z nas choć na te parę dni zapomniał o problemach i troskach. Byliśmy jak banda dzieciaków, którzy przyjechali narozrabiać, narobić trochę hałasu, wyluzować się i myślę, że udało nam się to osiągnąć.
Muszę przyznać, że nasze motocykle stanęły na wysokości zadania, a nawet jeszcze wyżej. ?Dzidowanie? po zakrętach sprawiło jednak, że hamulce jednej z maszyn zawiodły, ale profesjonalizm kierowcy, instynkt i co tam jeszcze uratowały sytuację. Do dzisiaj jednak na wspomnienie tej sytuacji mam ciarki n plecach. Jak dobrze, że chłopcy to rewelacyjni jeźdźcy. Dużo się od nich nauczyłam Wszystko co dobre się kończy i dla Andrzejka niestety tego dnia nastał ten czas. Musiał biedaczyna opuścić nasze przemiłe towarzystwo i w samotności pomykać w stronę słońca... Mieliśmy go jednak w sercach do samego końca wyprawy, tak więc, Andrzejku, nie martw się, przeżywałeś wszystko z nami cały czas Wieczorem, już w zmniejszonym składzie, zażyliśmy sauny, a tam we własnym zakresie zafundowaliśmy sobie masaże Relaks po intensywnie przeżytym dniu to świetna sprawa, a już taki relaks, jaki mieliśmy my, to wręcz poezja Właścicielka willi, Bogusia, słysząc nasze dobiegające z sauny rozentuzjazmowane śmiechy, na pewno chciała do nas dołączyć, ale pewnie nie miała odwagi nam tego zaproponować Swoją drogą to bardzo przyjemna i miła kobieta Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy do tych ludzi. Nasze maszyny miały cały garaż dla siebie, z okien pokoi rozpościerał się widok na szczyty Karkonoszy, na dole grzała się sauna, w lodówce chłodziło piwo? czego chcieć więcej?!
Zielona noc trwała do 2 nad ranem, nikomu nie chciało się spać, nie chcieliśmy, aby ten czas się skończył? Takie chwile powinny trwać wiecznie!
Dzień czwarty ? ostatni: F16 NIECH SIĘ SCHOWA!
I nadszedł ten paskudny dzień, dzień wyjazdu. Gdybym tego dnia, rano, wiedziała, jak będzie wyglądał powrót, na pewno cały dzień bym fruwała ze szczęścia. Ale o tym potem. Po porannej kawce, zjedzonym śniadanku, spacerku po oscypki ? ach, jeszcze dzisiaj załapałam się na kawałek, wsiedliśmy na maszyny i ruszyliśmy do Szklarskiej Poręby. Skwar był niemiłosierny. Tam na straganach zakupiłam ?specjalny? laser, o który moje dziecię truło mi już kiedyś. Małe to to było, ale było. Takie jak chciała. Po zakupie, po zjedzeniu oscypków z grilla, okazało się, że laser nie działa. W eskorcie Radka i Grzesia ruszyłam do stoiska, co by badziewie wymienić. Nie musiałam zbyt wiele mówić. Wystarczyły spojrzenia chłopaków i pan sprzedawca niczym baranek, bez najmniejszego jęku, dał mi cały karton laserów. Miał szczęście, że trafił na uczciwą mnie, bo wybrałam jeden laser i z uśmiechem oddałam mu resztę. Sprzedawca odetchnął z ulgą, ale dopiero wtedy, gdy Radek z Grzesiem odwrócili od niego swoje spojrzenia i zaczęli się oddalać. Biedny chłopina, chyba rzuci ten interes w cholerę Z Grzesiem rozstaliśmy się? nawet nie wiem, gdzie, acha, Grześ zjechał na Jawor, a my polecieliśmy prosto. Po drodze małe tankowanko, picie wody, picie Pepsi i w drogę. I wtedy stało się coś, czego chyba jeszcze nie było mi dane doświadczyć. Pierwszy raz poczułam się niczym samolot wielozadaniowy F16. Eska, z jednym pasem w jedną i w drugą stronę, była nasza. Tylko nasza! Jak dwie, niesamowicie zgrane ze sobą, rozumiejące się bez słów torpedy, sunęliśmy przed siebie? Kierowcy aut na nasz widok zjeżdżali z drogi, jakby wstydząs się, że nie potrafią latać tak jak my Mieliśmy dla siebie prawie całą przestrzeń. Mimo dużego ruchu i niezłej przepychanki czuliśmy się władcami tej drogi. Jedyne, czego zazdroszczę pozostałym kierowcom to tego, że mogli na nas patrzeć, że mogli nas podziwiać i jestem pewna, że tak zgranego duetu jeszcze nigdy w życiu nie widzieli. Dam sobie uciąć głowę, że dopóki znów tam z Radkiem nie zawitamy to takiego czegoś nie doświadczą! Płynność jazdy czuć było nawet w powietrzu. Myślę, że ludzi gotowi byli pomyśleć, że Honda i Bandit złączeni byli ze sobą jakimś niewidzialnym klejem. Pierwszy, i wierzę, że nie ostatni raz, było nam doświadczyć takiej jazdy. Radek, przeciwnik ekspresówek, stwierdził nawet, że tak to on może po Esce latać.
Ten wyjazd był dla mnie najlepszym wyjazdem, jaki w ciągu mojego, rocznego, motocyklowego życia był mi dany. Dziękuję za niego Andrzejowi, Radkowi i Grzesiowi, wszystkim razem i każdemu z osobna
Jazda z Wami to sama przyjemność!
Ps. zdjęcia należy otworzyć w nowej karcie, gdyż całych niestety nie widać
Termin wyprawy: 06-09 czerwca 2014 r.
Skład bikerów:
Natalia /natalia/ na przepięknej Hondzie CB 500
Grzesiu /e_gregor/ na tajemniczym Kawasaki zr7
Andrzej /Andrzej S/ na ujarzmionym Suzuki gsf 650
Radziu /elgora/ vel Kierownik wycieczki na nieustraszonym Suzuki gsf 600
Dzień pierwszy: KARPACZ WITA!
I nastał ten oczekiwany przez całą naszą czwórkę dzień wyjazdu i spotkania. O godzinie 11:45 zajechał po mnie pod blok, Kierownik wycieczki, Radziu. Ryk jego maszyny poderwał na nogi pół osiedla. Ba! Całe osiedle postawił na nogi! Zaciekawione twarze gapiów spoglądały ze strachem przez firanki, co odważniejsi wystawili czubek nosa za okno. Zapakowani po ?brzegi? naszych niecierpliwych podróży rumaków ruszyliśmy przed siebie. Pogoda dopisała. Błękit nieba i przyjemny powiew wiatru sprawił, że z naszych twarzy nie schodził uśmiech Na miejsce dotarlibyśmy pewnie o wiele szybciej, gdyby nie pewne, małe problemy. Pierwszy przystanek, już niecałe 15 minut od ruszenia, uwolnił moje plecy od plecaka, który majtał się na wszystkie strony. Plecak wylądował na torbie, która z kolei kołysała się lekko na siedzeniu. Kierownik pożyczył siateczkę, za co dziękuję Nie minęło kolejnych 15, no może 30 minut, gdy stwierdziłam, że chyba mi zimno. Kolejny przystanek, przebieranki, ubieranki i dalej w drogę, ku przygodzie!
Jazda z Radkiem to mistrzostwo i czysta przyjemność. Napiszę o tym, a co! Niech wszyscy wiedzą, jakie mam szczęście, że jest mi dane latać w takim towarzystwie. Nikomu do tej pory nie udało się sprawić, że jazda motocyklem stała się dla mnie nie tylko jazdą samą w sobie, ale przede wszystkim pokonywaniem własnych słabości, zahamowań czy barier. Odkryłam, że potrafię wiele! No, ale dość przechwałek.
Tuż przed Jelenią Górą zobaczyłam, że moje prawe lusterko jakoś dziwnie na mnie patrzy. Okazało się, że jego czas minął i musiał dokończyć żywota w pięknej, górskiej mieścinie. Nie udało się go przymocować, więc trzeba było się pozbyć problemu. Lusterko wylądowało w kufrze Kierownika, a jego miejsce zastąpiło?, a no tak, nic nie zastąpiło Jechałem więc z jednym lustereczkiem i muszę przyznać, że nie taki diabeł straszny. Z lekkim opóźnieniem dotarliśmy do celu ? świetny zajazd za Jelenią Górą. Tam czekali już na nas pozostali członkowie grupy Jasemczubków - Andrzej i Grześ. Ich maszyny stygły w zaciszu cienia, a oni sami rozsiedli się jak królowie i wypatrywali nas tęsknym wzrokiem. Na nasz widok poderwali się i radości całej czwórki nie było końca. Potem wspólny obiad, jak zwykle dobry i syty. Tego dnia mieliśmy zaplanowany wypad do Samotni /no dobra, ja zaplanowałam ten wypad/, więc czym prędzej ruszyliśmy do Karpacza i zakwaterowaliśmy się z przemiłej willi, a jeszcze milsi właściciele zaproponowali podwózkę, co byśmy nie musieli tyle iść ? w końcu na moto przyjechaliśmy, a nie po górach łazić, hahahaha Stanisław podwiózł nas pod samiutką Świątynię Wang, o mało do środka nie wjechał, tak bardzo chciał podwieźć nas jak najbliżej wejścia do Parku
Niestety okazało się, że gapy nie kupiły piwka, więc i tak musieliśmy wrócić kawałek do sklepu. Sklep był zajebiaszczy ? dobre, czeskie piwa, do wyboru, do koloru. Z o wiele już cięższymi plecakami ruszyliśmy przed siebie. Piwo smakowało wybornie, a droga pod górę okazała się dla nas małym Pikusiem. Takich mocarzy jak my to te góry jeszcze chyba w życiu nie widziały! Samotnia zdobyta.
Odwdzięczyła się nam pięknymi widokami i jeszcze lepszymi zdjęciami. Warto było namówić chłopaków na to wejście i wiem, że podzielają moje zdanie! Sauna, piwo, rozmowy? to dalszy ciąg piątkowego programu. Niezapomniane wspomnienia? Zrobiliśmy sobie prawdziwe SPA. I po co nam jeździć do 4 gwiazdkowych kurortów?
Dzień drugi: ZAKRĘTY ? NADJEŻDŻAMY!
Dzień zaczęty od porannej kawy w bardzo dobrym towarzystwie musi być wyjątkowy. Spacer w towarzystwie Radka po śniadanko był równie przyjemny. Nieskromnie twierdzę, że pewnie bardziej dla niego. Świeże bułeczki, swojska kiełbasa i śniadanie gotowe. Co niektórzy jeszcze smacznie spali, ale na słowo ? śniadanie ? szybko podrywali dupska do góry Wspólne ?posiłkowanie? należy do bardzo przyjemnych czynności. Polecam każdemu, kto nie próbował. Przed wyjazdem gdziekolwiek dalej musieliśmy pojechać po lusterko, bo bez niego, mimo wszystko, czułam się co najmniej dziwnie. Przyzwyczaiłam się do tego, że to właśnie w nim się przyglądam i nijak nie leżało mi podziwianie kierowcy Hondy w tym lewym W jednym z jeleniogórskich sklepów mieli takie badziewie, że nawet do roweru bym tego nie przykręciła, a co dopiero zamontowała na moim czarnym rumaku. W drugim, o wiele bardziej profesjonalnym sklepie, udało się znaleźć prawie bliźniaka mojego ocalałego lusterka. No, teraz to ja mogę jechać! Ruszyliśmy do Ząbkowic Śląskich na zlot Moto Frankenstein. Droga przez góry to droga na pewno nie przez mękę. Nie da się chyba ubrać w słowa tego, co wtedy czułam. Mając przy sobie, przed sobą, za sobą, tak wspaniałych chłopaków jak Radek, Andrzej i Grześ, czułam się wyjątkowo, przede wszystkim jako motocyklistka. Z tak rewelacyjnymi motocyklistami mogę przemierzyć świat. Tworzyliśmy zwartą, silną grupę, która niczym pociski mknęła przez niekończące się zakręty. Tak jak obawiałam się tych zawijasów tak teraz wiem, że drogi ekspresowe czy autostrady są dla cieniasów, a nie dla nas
Frankenstein czekał na nas pod ruinami zamku, ale gdy zobaczył taką ekipę od razu uciekł i już się więcej nie pokazał. Zostawił po sobie mnóstwo straganów, zapach pieczonej karkówki i chłód piwa, którego niestety nie można było posmakować. Na miejscu spotkaliśmy kilku innych forumowiczów, wymieniliśmy kilka zdań i czas było ruszać dalej.
Szkoda było pogody na siedzenie na tyłkach i patrzenie, jak inni ze smakiem siorbią piwo Trasa, jaką jechaliśmy, w sumie wszystkie trasy, jakie zrobiliśmy podczas tej wyprawy, dostarczyły nam tyle frajdy i pięknych widoków, że będziemy je pamiętać chyba do końca życia. Ja na pewno! W Szklarskiej Porębie, do której dotarliśmy po południu, zjedliśmy smakowity obiad, niestety znów niezapijany piwem Wieczorna sauna, piwo i towarzystwo ponownie sprawiły, że chyba nawet śpiąc, uśmiechaliśmy się. No, co niektórzy mieli problem ze spaniem, ale rano i tak wszyscy tryskaliśmy pozytywną energią , bo najważniejsze to ludzie, którzy kochają to samo, mają wspólne cele, marzenia, a przede wszystkim uwielbiają swoje towarzystwo
Dzień trzeci: GÓRY IZERSKIE I POŻEGNANIE ANDRZEJA
Niedziela znów przyniosła piękną pogodę i niesamowite doznania. Kierownik wycieczki zaplanował dla nas niespodziankę ? wjazd gondolą. Po przybyciu do Świeradowa i załatwieniu postoju dla motocykli, a potem miejsca dla kurtek i kasków, zasiedliśmy w pomarańczowej kapsule, która niczym rakieta porwała nas na szczyt. Nawet gorąc nie przeszkadzał, tak było zajebiście! Fotkom nie było końca, chcieliśmy uwiecznić każdą chwilę Zrobił się z tego spory zbiór
Drogi pełne zakrętów, wspólne jazdy, rozmowy, picie piwa, saunowanie sprawiło, że każdy z nas choć na te parę dni zapomniał o problemach i troskach. Byliśmy jak banda dzieciaków, którzy przyjechali narozrabiać, narobić trochę hałasu, wyluzować się i myślę, że udało nam się to osiągnąć.
Muszę przyznać, że nasze motocykle stanęły na wysokości zadania, a nawet jeszcze wyżej. ?Dzidowanie? po zakrętach sprawiło jednak, że hamulce jednej z maszyn zawiodły, ale profesjonalizm kierowcy, instynkt i co tam jeszcze uratowały sytuację. Do dzisiaj jednak na wspomnienie tej sytuacji mam ciarki n plecach. Jak dobrze, że chłopcy to rewelacyjni jeźdźcy. Dużo się od nich nauczyłam Wszystko co dobre się kończy i dla Andrzejka niestety tego dnia nastał ten czas. Musiał biedaczyna opuścić nasze przemiłe towarzystwo i w samotności pomykać w stronę słońca... Mieliśmy go jednak w sercach do samego końca wyprawy, tak więc, Andrzejku, nie martw się, przeżywałeś wszystko z nami cały czas Wieczorem, już w zmniejszonym składzie, zażyliśmy sauny, a tam we własnym zakresie zafundowaliśmy sobie masaże Relaks po intensywnie przeżytym dniu to świetna sprawa, a już taki relaks, jaki mieliśmy my, to wręcz poezja Właścicielka willi, Bogusia, słysząc nasze dobiegające z sauny rozentuzjazmowane śmiechy, na pewno chciała do nas dołączyć, ale pewnie nie miała odwagi nam tego zaproponować Swoją drogą to bardzo przyjemna i miła kobieta Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy do tych ludzi. Nasze maszyny miały cały garaż dla siebie, z okien pokoi rozpościerał się widok na szczyty Karkonoszy, na dole grzała się sauna, w lodówce chłodziło piwo? czego chcieć więcej?!
Zielona noc trwała do 2 nad ranem, nikomu nie chciało się spać, nie chcieliśmy, aby ten czas się skończył? Takie chwile powinny trwać wiecznie!
Dzień czwarty ? ostatni: F16 NIECH SIĘ SCHOWA!
I nadszedł ten paskudny dzień, dzień wyjazdu. Gdybym tego dnia, rano, wiedziała, jak będzie wyglądał powrót, na pewno cały dzień bym fruwała ze szczęścia. Ale o tym potem. Po porannej kawce, zjedzonym śniadanku, spacerku po oscypki ? ach, jeszcze dzisiaj załapałam się na kawałek, wsiedliśmy na maszyny i ruszyliśmy do Szklarskiej Poręby. Skwar był niemiłosierny. Tam na straganach zakupiłam ?specjalny? laser, o który moje dziecię truło mi już kiedyś. Małe to to było, ale było. Takie jak chciała. Po zakupie, po zjedzeniu oscypków z grilla, okazało się, że laser nie działa. W eskorcie Radka i Grzesia ruszyłam do stoiska, co by badziewie wymienić. Nie musiałam zbyt wiele mówić. Wystarczyły spojrzenia chłopaków i pan sprzedawca niczym baranek, bez najmniejszego jęku, dał mi cały karton laserów. Miał szczęście, że trafił na uczciwą mnie, bo wybrałam jeden laser i z uśmiechem oddałam mu resztę. Sprzedawca odetchnął z ulgą, ale dopiero wtedy, gdy Radek z Grzesiem odwrócili od niego swoje spojrzenia i zaczęli się oddalać. Biedny chłopina, chyba rzuci ten interes w cholerę Z Grzesiem rozstaliśmy się? nawet nie wiem, gdzie, acha, Grześ zjechał na Jawor, a my polecieliśmy prosto. Po drodze małe tankowanko, picie wody, picie Pepsi i w drogę. I wtedy stało się coś, czego chyba jeszcze nie było mi dane doświadczyć. Pierwszy raz poczułam się niczym samolot wielozadaniowy F16. Eska, z jednym pasem w jedną i w drugą stronę, była nasza. Tylko nasza! Jak dwie, niesamowicie zgrane ze sobą, rozumiejące się bez słów torpedy, sunęliśmy przed siebie? Kierowcy aut na nasz widok zjeżdżali z drogi, jakby wstydząs się, że nie potrafią latać tak jak my Mieliśmy dla siebie prawie całą przestrzeń. Mimo dużego ruchu i niezłej przepychanki czuliśmy się władcami tej drogi. Jedyne, czego zazdroszczę pozostałym kierowcom to tego, że mogli na nas patrzeć, że mogli nas podziwiać i jestem pewna, że tak zgranego duetu jeszcze nigdy w życiu nie widzieli. Dam sobie uciąć głowę, że dopóki znów tam z Radkiem nie zawitamy to takiego czegoś nie doświadczą! Płynność jazdy czuć było nawet w powietrzu. Myślę, że ludzi gotowi byli pomyśleć, że Honda i Bandit złączeni byli ze sobą jakimś niewidzialnym klejem. Pierwszy, i wierzę, że nie ostatni raz, było nam doświadczyć takiej jazdy. Radek, przeciwnik ekspresówek, stwierdził nawet, że tak to on może po Esce latać.
Ten wyjazd był dla mnie najlepszym wyjazdem, jaki w ciągu mojego, rocznego, motocyklowego życia był mi dany. Dziękuję za niego Andrzejowi, Radkowi i Grzesiowi, wszystkim razem i każdemu z osobna
Jazda z Wami to sama przyjemność!
Ps. zdjęcia należy otworzyć w nowej karcie, gdyż całych niestety nie widać
Ostatnio zmieniony 10 czerwca 2014, 19:25 przez natalia, łącznie zmieniany 1 raz.
- elgora
- Posty: 1019
- Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
- Motocykl: zawsze coś jest
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
.
Ostatnio zmieniony 07 lipca 2021, 23:21 przez elgora, łącznie zmieniany 1 raz.
- natalia
- Posty: 197
- Rejestracja: 02 grudnia 2012, 17:06
- Motocykl: Honda CBR f4i
- Lokalizacja: Zielona Gora
- Wiek: 44
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Zajebista relacja, Radziu Oj, oby więcej takich wyjazdów!!!!
- vidharr
- Posty: 712
- Rejestracja: 28 czerwca 2012, 16:51
- Motocykl: 535 '89, VFR 800Fi
- Lokalizacja: Rzeszów/Jasło
- Wiek: 41
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
mila dla oka i ducha relacja - zazdraszczam jak cholera!
- e_gregor
- Posty: 2015
- Rejestracja: 14 lutego 2010, 14:53
- Motocykl: ZR7
- Lokalizacja: Wrocław
- Wiek: 42
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
K*** smutno mi że tak krótko i że nie wiadomo kiedy znów Dzięki wielkie za towarzystwo. To był na prawdę fajny wypad
Głupota to największa choroba cywilizacyjna
- natalia
- Posty: 197
- Rejestracja: 02 grudnia 2012, 17:06
- Motocykl: Honda CBR f4i
- Lokalizacja: Zielona Gora
- Wiek: 44
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
To był mega fajny wypad I to tylko dzięki naszej czwórce
- Winnetou
- Posty: 3713
- Rejestracja: 15 maja 2008, 22:01
- Motocykl: niemiecki
- Lokalizacja: Augsburg(Bawaria)
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
natalia pisze:Na miejscu spotkaliśmy kilku innych forumowiczów, wymieniliśmy kilka zdań
Przeciez to spotkanie z bylo Waszym jedynym motywatorem do dalszego odkrywania Dolnego Sląskaelgora pisze:W Ząbkowicach krótkie spotkanie z kilkoma osobami z forum .
Jedni umieją drudzy"umią"...
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
- natalia
- Posty: 197
- Rejestracja: 02 grudnia 2012, 17:06
- Motocykl: Honda CBR f4i
- Lokalizacja: Zielona Gora
- Wiek: 44
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Tomek, specjalnie dla Ciebie tam przyjechalismy liczylismy na jakieś ekstra przebranie
- Andrzej S
- Posty: 5547
- Rejestracja: 30 września 2010, 21:43
- Motocykl: GSF650S 2007r
- Lokalizacja: Przyszowice
- Wiek: 53
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Fajnie było sobie tak polatać , relacje pierwsza klasa Chociaż jak na zgrywusa przystało bez riposty się nie obejdzie
No i oczywiście warto było tłuc się po wałbrzyskich dziurawych drogach żeby w Ząbkowicach zobaczyć uśmiechnięte twarze zlotowiczów....szkoda tylko tej wody z kałuży której tym razem nie dane mi było skosztować
No i oczywiście warto było tłuc się po wałbrzyskich dziurawych drogach żeby w Ząbkowicach zobaczyć uśmiechnięte twarze zlotowiczów....szkoda tylko tej wody z kałuży której tym razem nie dane mi było skosztować
Więc chodź pomaluj mi świat na żółto i na niebiesko...
- marito
- Posty: 185
- Rejestracja: 27 września 2013, 12:49
- Motocykl: Virago 125, GSR 600
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Wiek: 49
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Wkońcu podłączyłem neta do laptopa więc miałem okazję poczytać relację. Super wyprawa, gratuluję, że udało się Wam doprowadzić ją do realizacji
- Ice-Man
- Posty: 250
- Rejestracja: 01 grudnia 2013, 17:53
- Motocykl: była śliwowica 0.75
- Lokalizacja: Toruń
- Wiek: 36
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
A z tego co słyszałem/czytałem tuż po wyprawie to Natalia zostawiała chłopaków w tyle. Albo to chłopaki zostawali specjalnie w tyle, coby sobie, ekhm, popatrzeć jak Natalia jedzie
- Andrzej S
- Posty: 5547
- Rejestracja: 30 września 2010, 21:43
- Motocykl: GSF650S 2007r
- Lokalizacja: Przyszowice
- Wiek: 53
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Ajs....zdradziłeś nas
Więc chodź pomaluj mi świat na żółto i na niebiesko...
- elgora
- Posty: 1019
- Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
- Motocykl: zawsze coś jest
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Trzymajmy się może oficjalnej wersji
- TuMarzena
- Posty: 2391
- Rejestracja: 04 lutego 2014, 08:05
- Motocykl: Viraży jakich mało;)
- Lokalizacja: LBI
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Po przeczytaniu nasunęła mi się tylko jedna myśl : w towarzystwie, to właśnie swoboda i otwartość względem siebie określają pozytywne relacje...i między Wami to widać , słychać i czuć
Super wyprawa
Super wyprawa
-
- Posty: 9
- Rejestracja: 07 października 2014, 13:16
- Motocykl: narazie brak
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Super wyprawa, a za oknem -5. Pozostaje czekać do wiosny/ lata
- elgora
- Posty: 1019
- Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
- Motocykl: zawsze coś jest
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Było wspaniale, z przyjemnością się teraz ogląda zdjęcia i wspomina, ale za niedługo nowy sezon i nowe wyprawy w dalekie i bliższe strony, w bardziej i mniej znane. Trzeba siły i kasę na paliwko zbierać, plany robić i się niecierpliwić
- elgora
- Posty: 1019
- Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
- Motocykl: zawsze coś jest
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
no idzie, w niedzielę trzeba czubkowy sezon zacząć, szkoda tylko, że jak zawsze, Andrzejowi nie po drodze
- TuMarzena
- Posty: 2391
- Rejestracja: 04 lutego 2014, 08:05
- Motocykl: Viraży jakich mało;)
- Lokalizacja: LBI
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Tylko nie przegapcie: w sezonie 2015 - piękne Nadbużańskie strony w wersji limitowanej !!! Zapraszamy
- elgora
- Posty: 1019
- Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
- Motocykl: zawsze coś jest
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
spoko, damy radę, wczoraj na tę okoliczność zrobiłem rozgrzewkę (370 km)
- TuMarzena
- Posty: 2391
- Rejestracja: 04 lutego 2014, 08:05
- Motocykl: Viraży jakich mało;)
- Lokalizacja: LBI
- Status: Offline
Re: NATALIOWE jasemczubkowanie :)
Natalia czekam i czekam na tegoroczny opis wojaży po bieszczadzkich trasach...nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości tylko pisz i wrzucaj fotki