W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europy
- DAREK.S
- Posty: 2092
- Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
- Motocykl: XV750, 1990; ST1300
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 48
- Status: Offline
W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europy
Zastanawiałem się jakiś czas czy warto w ogóle pisać tę relację, bo właściwie przy opisywanych tutaj ostatnio wypadach na daleki wschód, dzikie trasy Rumunii czy innych wielotysięcznych eskapadach nasza wycieczka wypada dość blado i pospolicie. Z drugiej strony może kolejna relacja z trochę dłuższej wycieczki pozwoli rozwiać dręczące niektórych wątpliwości czy virago może służyć jako motocykl turystyczny i czy czasem 100km trasy to nie za dużo jak na nasze wiekowe maszynki
Wydaje mi się też, że chociaż jechaliśmy tylko przez cywilizowane, nudne europejskie kraje, to udało nam się zaliczyć kilka ciekawych miejsc i tras (przynajmniej wg. nas), które warto pokazać - być może kogoś z Was zainteresują i też się wybierze
Pomysł na wycieczkę motocyklem na południe Europy chodził nam po głowie od zeszłego roku. Niestety chyba za bardzo to w zeszłym roku planowaliśmy, bo nic z tego nie wyszło. Dlatego też w tym roku, decyzja o wyjeździe zapadła dopiero jakieś dwa tygodnie przed terminem, a w trasę ruszyliśmy bez większego planowania i przygotowań.
Oczywiście cała wycieczka pewnie nie miałaby miejsca gdyby nie dwie, jakże dzielne bohaterki tej wyprawy:
Yamaha Virago XV750, rocznik 1990 - motorek pełnoletni i jak widać nie wyróżniający się niczym szczególnym, ubrany skromnie bez zbędnych ozdobników i dodatków, może nie najładniejszy i trochę zmęczony wiekiem ale ważne że zawsze chętny do jazdy i jeszcze nigdy nie zawiódł
Pani MONIKA.S, która dzielnie znosiła niewygody tylnego siedzenia i z wielkim zaangażowaniem pełniła funkcję fotografa pokładowego dzięki czemu mamy teraz kilka fotek którymi można się pochwalić. Oczywiście wielkie :brawa: i podziękowania dla żonci za to że nie tylko dała się naciągnąć na urlop w siodle, ale sama również motywowała żeby nawijać kolejne kilometry na koła
Wracając do planu wyprawy - mieliśmy zamiar odwiedzić na motorze Chorwację, ale ponieważ zjeździliśmy już ją wcześniej dość dokładnie samochodem chcieliśmy poświęcić trochę czasu na atrakcje po drodze, takie jak Wiedeń i rejon Alp Julijskich nie śpiesząc się zbytnio nad morze. Kiedy temat wyjazdu do Wiednia "wyciekł" na forum GŚ, to okazało się że są chętni aby nam potowarzyszyć w pierwszym etapie podróży i wybrać się na weekend do Wiednia. Całej ekipie oczywiście serdecznie dziękujemy za towarzystwo!
Dzień 1 i 2 - Wiedeń
Podróż zaczynamy dzikim świtem 16 lipca roku pańskiego 2011. W sobotę, około 7:30 ruszyliśmy całą grupką z Mikołowa w kierunku Cieszyna, a potem przez Czechy prosto do Wiednia. Pogoda i widoki dopisały więc błyskawicznie zrobiliśmy ok. 400km i o 14:00 byliśmy na polu kempingowym w Wiedniu. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy całą ekipą w miasto:
W niedzielę musieliśmy się niestety pożegnać bo koledzy musieli wracać do Polski. My z żoncią postanowiliśmy jeszcze zaliczyć w tym dniu:
- wycieczkę do lasku wiedeńskiego
- mały przelot Virówką po mieście
- Prater
- oraz wieczorny romantyczny spacerek żeby sprawdzić czy Wiedeńczycy nie oszczedzają zbyt na oświetleniu
Podsumowując: Wiedeń jest piękny, można by w nim spędzić aktywnie nawet cały tydzień i jeszcze zostałoby pewnie sporo atrakcji do zaliczenia. Niestety, atrakcje miasta sporo kosztują i na dłuższy pobyt tym razem nie bardzo nas stać W poniedziałek rano pakujemy więc graty i ruszamy dalej
Dzień 3 - lecimy do Słowenii
Kolejnym celem naszej wycieczki miało być miasteczko Bohinij na Słowenii. Oczywiście byłoby zbyt proste jechać tak bezpośrednio do celu więc po drodze planujemy zaliczyć widokową trasę Nockalmstrasse w parku Nockberge (http://www.nockalmstrasse.at/en/). Z Wiednia lecimy na południe autostradą A2, potem trasą S6. S6-tką jedzie się początkowo super, bo jest w miarę pusto, są fajne widoki, trochę ciekawych łuków i sporo tuneli. Niestety pogoda robi się coraz bardziej niewyraźna, a po krótkim postoju w okolicach St. Marein zaczyna dość mocno padać. Pierwszy deszcz w trasie jednak nas nie zraża. Ubieramy przeciwdeszczówki i mkniemy dalej z nadzieją że za jakiś czas pogoda się poprawi. Jak na złość po jakimś czasie jest jeszcze gorzej i zupełnie nie ma widoków na poprawę pogody. W takiej sytuacji nie ma sensu pchać się do parku Nockberge więc odbijamy na Klagenfurt i zmierzamy w kierunku Słowenii. Zrobiliśmy jakieś 100 km w deszczu ale przed Klagenfurtem aura w końcu trochę nam odpuszcza i przestaje padać, tak że nawet można wyjąć aparat i cyknąć po drodze kilka fotek.
Z rejonu Klagenfuru na Słowenię najszybciej dostać się przez niemalże ośmio kilometrowy tunel Karavanke i większość ludzi wybiera właśnie tę trasę. Oczywiście nas nie przekonuje opcja nudnej i prostej drogi za którą trzeba jeszcze zapłacić kiedy za friko można mieć frajdę śmigania po alpejskich zakrętach Z premedytacją wybieramy więc drogę nr 91 prowadzącą przez przełęcz Loiblpass (Ljubelj Pass) połążoną ok. 1300 m n.p.m. Droga zdecydowanie warta polecenia wszystkim tym których nudzą proste odcinki asfaltu. Jazda sprawia niesamowitą frajdę, chociaż cały czas zastanawiamy się czy na którymś z tych ostrych nawrotów mocno pod górę albo w dół nasza objuczona Virażka nie położy się na boku
Oczywiście Virago trzyma się dzielnie, więc docieramy do szczytu w całości, przejeżdżamy krótki tunel i możemy podziwiać widoki na słoweńską partię Alp.
Z granicy mamy już tylko rzut kamieniem przez Bled do Bohinij, delektując się słoweńskimi drogami robimy szybki rekonesans kilku miejsc kempingowych i decydujemy się na nocleg w Bledzie.
Dzień 4 - Virago leniuchuje
Dzisiaj pierwszy dzień bez jazdy, chociaż po trzech dniach w siodle jakoś tak dziwnie bez mruczenia silnika. Ale skoro to urlop to i Virażce też należy się trochę odpoczynku My oczywiście nie leniuchujemy tylko ruszamy na własnych nogach na wycieczkę dookoła bledzkiego jeziora.
Dzień 5 - Vintgar i przełęcz Vrsic
Poranek wita nas deszczem i nie bardzo nam się to wszystkim podoba. Obie dziewczyny strasznie marudzą, że chętnie by się gdzieś przewiozły.
Niestety do popołudnia jesteśmy uziemieni na miejscu. Dopiero po południu można odpalić maszynę i ruszyć w trasę. Tym razem nie planujemy nic wielkiego, kilka kilometrów do wąwozu Vintgar.
Po zejściu z trasy czujemy jednak pewien niedosyt jazdy. Jest 17:00, pogoda całkiem całkiem więc tylko chwilę się zastanawiamy i ruszamy zrobić małą pętelkę dookoła Alp (http://maps.google.pl/maps?saddr=Spodnj ... via=1&z=11). Główna atrakcja to droga 50 zakrętów i przełęcz Vrsic (1611 m n.p.m.). Jadąc na przełęcz z Kranjskiej Góry zaliczamy 25 ładnie ponumerowanych zakretów. oczywiście jest ich zdecydowanie więcej ale numerowane są chyba tylko te na których zawijamy się o 180 stopni. Żeby było weselej większość zakrętów wyłożonych jest kostką - chociaż lubię takie trasy to nie bardzo wyobrażam sobie tutaj jazdę w deszczu.
Na jednym z zakrętów spotyka nas nagle niespodzianka, włoski autokar zajmujący całkowicie drogę. Nie mamy wyjścia i trzeba się cofnąć w połowie zakrętu pod górę na tej cudownej kostce - zdecydowanie nikomu nie polecam takich doświadczeń. Oczywiście wszystko wynagradza widok z przełęczy, nawet na nas, osobach które sporo chodziły po górach robi on wielkie wrażenie. Kilka fotek i jedziemy dalej. Na zjeździe zaliczmy koleje 25 zakrętów ale tutaj droga jest zdecydowanie lepsza i sprawia więcej frajdy.
Robimy pętelkę dookoła Alp, niestety ponieważ ruszyliśmy trochę za późno końcówkę trasy trzeba zaliczyć w kompletnych ciemnościach. Kręcimy jakieś wariackie agrafki po górach i lesie nie widząc kompletnie co jest dookoła. Dopiero za dwa dni mieliśmy przekonać się jakimi pokręconymi drogami przyszło nam jechać i pewnie gdybyśmy wcześniej o tym wiedzieli to przeczekalibyśmy do rana
Dzień 6 - Nockalmstrasse
Chociaż pierwsze podejście do Nockalmstrasse nie wyszło przez pogodę postanowiliśmy, że się nie poddamy i jeszcze wrócimy pojeździć po Austrii. Nieśmiało planujemy przejechać tym razem Nokalmstrasse, pokręcić się po Villach i jak czas pozwoli zaliczyć jescze Villach Alpine Road (http://www.villacher-alpenstrasse.at/en/alpenstrasse/). Aura sprzyja więc ruszamy z samego rana. Po drodze zahaczamy jeszcze o Planicę - może skocznia w lecie nie wygląda tak atrakcyjnie jak w TV ale widok z góry robi wrażenie. Bez dwóch zdań, żeby zjechać na krechę z rozbiegu, skoczyć i przelecieć przeszło 200 metrów trzeba mieć naprawdę wielkie jaja
Po chwili przerwy ruszamy dalej, przez Tarvisio we Włoszech prosto na austryjacką autostradę A2 i dalej w kierunku Interkerms. Im bliżej celu tym bardziej martwią nas ciemne chmury gromadzące się na niebie, co prawda drugi raz nie mamy zamiaru odpuścić ale jazda w deszczu po ostrych winkalch nie należy do przyjemności. Po zjeździe z autostrady zaczyna trochę kropić ale po chwili ustaje i na wjeździe do parku Nockberge jest już względnie sucho. Mijamy kasę w której zostawiamy 8 euro za wjazd i startujemy cieszyć się przeszło trzydziestoma kilometrami równiutkiego asfaltu, ostrych winkli i pięknych widoków. Nockalmstrasse to jedna z popularniejszych tras motocyklowych w Austrii, można tu trochę poszaleć na zakrętach chociaż czasami można się niemiło zdziwić napotykając na wyjściu z winkla stado krów spacerujących sobie bez większych ograniczeń po terenie parku. Mnie dodatkowo prowadzenie utrudniał strzelec pokładowy, który niemiłosiernie wiercił się z tyłu w poszukiwaniu co lepszych ujęć. Z drugiej strony, bez tej wiercącej się fotografki nie byłoby pewnie czym zachęcic Was do odwiedzenie tego regionu Austrii.
Chociaż szczęśliwie przejechaliśmy Nockalmstrasse na sucho, to zaraz po wyjeździe znowu zaczęło padać i 40 kilometrów do Villach przyszło nam pokonać w deszczu. Chociaż w Villach przestało padać niebo było dalej mocno zachmurzone a drogi mokre. W takich warunkach nie było sensu pchać się na Villach Alpine Road. Pokręciliśmy się więc trochę po centrum Villach i ruszyliśmy w drogę powrotną na Słowenię. Oczywście żeby nie było zbyt nudno znowu odpuściliśmy tunel Karavanke i ruszyliśmy przez przełęcz Wurzen Pass. Chociaż sama przełęcz nie jest zbyt wysoka (1073 m n.p.m.) to na drodze jest sporo ostrych podjazdów i fajnych zakrętów. Gdzieś przy szczycie jest tzw. "Bunker Muzeum" - w czasie zimnej wojny wybudowano tu sieć tajnych umocnień które teraz można zwiedzać.
Dzień 7 (piątek) - w drodze na Chorwację
Słowenia i Alpy to naprawdę piękne tereny i kiedyś na pewno tu jeszcze wrócimy, żeby trochę więcej czasu spędzić w górach na własnych nogach. Ponieważ jednak tegoroczny urlop miał być spędzony w siodle stwierdziliśmy zgodnie że pora ruszać dalej. Kierunek Chorwacja, ale żeby było ciekawiej wybraliśmy miejsce gdzie góry spotykają się z morzem (tak też reklamują je Chorwaci) czyli rejon parku Wielka Paklenica. Po drodze jeszcze krótka wizyta w nad bohińskim jeziorem żeby zrobić kilka pamiątkowych fotek.
Trasa jak zwykle u nas wyznaczona zostaje z użyciem opcji "atrakcyjna" zamiast "najszybsza" Zaliczamy więc kolejne kilometry pięknych widokowych tras Słowenii, zahaczając po drodze o Prodjamski Hrad. W rejonie jest jeszcze warta zwiedzenia jaskinia Postojna, ale my tym razem nie mamy na to czasu.
Jedziemy dalej w kierunku Chorwacji i ok. 17:00 po raz pierwszy z siedzenia motocykla widzimy Adriatyk. Za Rjeką pakujemy się na magistralę Adriatycką i lecimy tą trasą do samego Starigradu gdzie chcemy się zatrzymać. Gdyby nie położenie i widoki to po alpejskich winklach magistrala mogłaby się wydawać wręcz nudna i monotonna. My jeździliśmy już nią kilkakrotnie samochodem ale z siedzenia motocykla odbiera się zupełnie inaczej. Tak więc cieszyliśmy się każdym kolejnym zakrętem, widokami, zapachem morza i przydrożnych knajpek. Tak zwyczajna wakacyjna nuda Leniwie zaliczamy te 150 km trasy wybrzeżem i ok. 20:30 meldujemy się na kempingu.
Dzień 8 - leniuchujemy, tylko 50km na kołach
Wczoraj zrobiliśmy trochę ponad 400 km więc dzisiaj leniuchujemy. Mała rundka wokół przysłowiowego komina, jakieś zakupy, knajpka i dzień zleciał
Dzień 9 - wyspa Pag
Ponieważ jazdy nigdy za wiele postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc w których spędzaliśmy kiedyś wakacje. Rażanac to mała i cicha mieścinka po drugiej stronie zatoki. W sam raz dla kogoś kto szuka podczas urlopu odrobiny spokoju. Oczywiście wszędzie spotykamy Polaków, którzy widząc samotny motocykl na polskich blachach z ciekawością wypytują o szczegóły podróży na Chorwację na motocyklu.
Lecimy dalej na wyspę Pag.
Miasteczko Pag już dobrze znamy więc odwiedzamy tym razem Nowaliję - w sumie nic szczególnego, kurort wypoczynkowy jakich wiele, chociaż sprzedają dobre pączusie na deptaku i nieźle kręcą świnki.
Chociaż przyjechaliśmy na Chorwację z utwierdzonym podczas poprzednich wyjazdów przekonaniem że tu zawsze świeci słońce z Pagu wracamy w strugach deszczu. Dla nas to wyjątkowe zaskoczenie, ale jak się potem dowiadujemy od Polaków którzy siedzą tu dłużej, to ostatnie dwa tygodnie nie są zbyt pogodne. Temperatura ok. 24 stopni i dość częste deszcze to przecież jak na warunki Chorwackie prawie zima. Oczywiście my nie przyjechaliśmy się tu opalać więc pogoda jak najbardziej nam pasuje, ale osoby nastawione na plażowanie mogą być mocno zawiedzione niestabilną lipcową aurą na Chorwacji.
Dzień 10 - Paklenica
I znowu góry, czyli to co króliczki lubią najbardziej Słońce grzeje na całego, motorek odpoczywa, a my ruszamy na kanionem Wielkiej Paklenicy. Zrozumiałe jest że dla miłośników virago ta część wyprawy może nie być zbyt interesująca więc bez zbędnych szczegółów wrzucam tylko kilka fotek.
Dzień 11
Dzisiaj znowu leniuchujemy prawie cały dzień. Żeby jednak Virażce nie było przykro zabieramy ją wieczorem na mały plażowy lansik
Dzień 12 - wyspa Rab
Być nad morzem i nie płynąć statkiem? Chyba nie wypada więc dzisiaj całą trójką (ja, Monika i Vircia) wybieramy się na krótki rejs. Cel malutka, chociaż dość urokliwa wyspa Rab. Zwiedzamy miasteczko Rab i Lopar.
Dzień 13 - jutro wracamy, więc dzisiaj kolejny dzień lenistwa dla wszystkich
Dzień 14 (piątek) - pożegnanie z morzem
Zbieramy się leniwie, czasu jest sporo bo planujemy tym razem trochę przyśpieszyć i przynajmniej Chorwację przelecieć autostradą. Pożegnanie z morzem i W końcu koło 10:00 startujemy w kierunku Węgier. Błyskawicznie robimy te 400 kilometrów autostrady i przed 14:00 stoimy w kolejce na granice. Niestety Chorwacja jeszcze nie jest w Unii więc na wyjeździe jak zwykle trzeba trochę odstać. Chociaż planowaliśmy nocować nad Balatonem jest na tyle wcześnie, że decydujemy jechać aż do Bratysławy. To w końcu niecałe 300 km krajową 86-tką. Pasażerka nie protestuje i w efekcie ok. 20:00, zaliczając w ciągu dnia jakieś 650 km rozkładamy się na polu kampingowym w stolicy Słowacji.
Dzień 15 - Bratysława
Ostatni dzień podróży. Do domu zostało ok. 400 km więc to właściwie krótka przejażdżka. Czasu jest sporo więc fundujemy sobie i małemu zielonemu przyjacielowi małą rundkę po Bratysławie.
Z kiepskimi minami, coraz bardziej świadomi tego że to już koniec urlopu, startujemy ok. 12:00 w kierunku Polski. Przed 16:00 przekraczamy granicę w Cieszynie, a o 17:00 lądujemy w Jaworznie u teściów. Pogoda kiepska, nastroje podobne bo przecież jeszcze dwa dni temu przypiekało nas chorwackie słońce. Trudno, pozostaje zrobić na pamiątkę fotkę licznika i czekać do przyszłego roku
Tyle tego marudzenia, może komuś się jednak spodoba ta nieskładna relacja
Podsumowując zrobiliśmy w dwa tygodnie jakieś 3,5 tysiąca kilometrów, Virażka dzielnie to zniosła i nie narzekała Ile paliwa wypiła dokładnie trudno powiedzieć, ale starałem się zbierać paragony ze stacji więc może uda mi się doliczyć. Żoncia również zadowolona z takiego sposobu spędzania urlopu, bo chociaż jest to trochę męczące ale dostarcza niesamowitych wrażeń i materiału do wspomnień. W pewnym momencie usłyszałem nawet od Moniki tekst, że już sobie nie wyobraża wyjazdu na wakacje samochodem. Pożyjemy zobaczymy
Ja osobiście zdecydowanie polecem każdemu taką "samotną" wyprawę przed siebie. W zeszłym roku pojechaliśmy na jedno moto nad nasze morze, teraz zdecydowaliśmy się zaliczyć samotnie Chorwację i muszę powiedzieć że przy całej frajdzie jazdy w grupie, dopiero taka samodzielna, dłuższa wycieczka pozwala naprawdę poczuć klimat tej całej motocyklowej wolności i niezależności. I nie ważne jest że kręcisz się po cywilizowanej Polsce czy Europie i przecież cały czas jesteś w zasięgu GSM. Ważne że jedziesz sam przed siebie, tam gdzie tylko zechcesz, bez oglądania się na innych, szczegółowego planowania noclegów czy pilnowania godziny obiadokolacji.
Więcej fotek z wyjazdu możecie pooglądać pod poniższymi linkami:
Wiedeń - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... _PCumLmOEA#
Austria i Słowenia - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... wuXYpNy8JQ#
Chorwacja - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... oHvjveohQE#
Bratysława - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... s3sk7rMoAE#
Wydaje mi się też, że chociaż jechaliśmy tylko przez cywilizowane, nudne europejskie kraje, to udało nam się zaliczyć kilka ciekawych miejsc i tras (przynajmniej wg. nas), które warto pokazać - być może kogoś z Was zainteresują i też się wybierze
Pomysł na wycieczkę motocyklem na południe Europy chodził nam po głowie od zeszłego roku. Niestety chyba za bardzo to w zeszłym roku planowaliśmy, bo nic z tego nie wyszło. Dlatego też w tym roku, decyzja o wyjeździe zapadła dopiero jakieś dwa tygodnie przed terminem, a w trasę ruszyliśmy bez większego planowania i przygotowań.
Oczywiście cała wycieczka pewnie nie miałaby miejsca gdyby nie dwie, jakże dzielne bohaterki tej wyprawy:
Yamaha Virago XV750, rocznik 1990 - motorek pełnoletni i jak widać nie wyróżniający się niczym szczególnym, ubrany skromnie bez zbędnych ozdobników i dodatków, może nie najładniejszy i trochę zmęczony wiekiem ale ważne że zawsze chętny do jazdy i jeszcze nigdy nie zawiódł
Pani MONIKA.S, która dzielnie znosiła niewygody tylnego siedzenia i z wielkim zaangażowaniem pełniła funkcję fotografa pokładowego dzięki czemu mamy teraz kilka fotek którymi można się pochwalić. Oczywiście wielkie :brawa: i podziękowania dla żonci za to że nie tylko dała się naciągnąć na urlop w siodle, ale sama również motywowała żeby nawijać kolejne kilometry na koła
Wracając do planu wyprawy - mieliśmy zamiar odwiedzić na motorze Chorwację, ale ponieważ zjeździliśmy już ją wcześniej dość dokładnie samochodem chcieliśmy poświęcić trochę czasu na atrakcje po drodze, takie jak Wiedeń i rejon Alp Julijskich nie śpiesząc się zbytnio nad morze. Kiedy temat wyjazdu do Wiednia "wyciekł" na forum GŚ, to okazało się że są chętni aby nam potowarzyszyć w pierwszym etapie podróży i wybrać się na weekend do Wiednia. Całej ekipie oczywiście serdecznie dziękujemy za towarzystwo!
Dzień 1 i 2 - Wiedeń
Podróż zaczynamy dzikim świtem 16 lipca roku pańskiego 2011. W sobotę, około 7:30 ruszyliśmy całą grupką z Mikołowa w kierunku Cieszyna, a potem przez Czechy prosto do Wiednia. Pogoda i widoki dopisały więc błyskawicznie zrobiliśmy ok. 400km i o 14:00 byliśmy na polu kempingowym w Wiedniu. Po chwili odpoczynku ruszyliśmy całą ekipą w miasto:
W niedzielę musieliśmy się niestety pożegnać bo koledzy musieli wracać do Polski. My z żoncią postanowiliśmy jeszcze zaliczyć w tym dniu:
- wycieczkę do lasku wiedeńskiego
- mały przelot Virówką po mieście
- Prater
- oraz wieczorny romantyczny spacerek żeby sprawdzić czy Wiedeńczycy nie oszczedzają zbyt na oświetleniu
Podsumowując: Wiedeń jest piękny, można by w nim spędzić aktywnie nawet cały tydzień i jeszcze zostałoby pewnie sporo atrakcji do zaliczenia. Niestety, atrakcje miasta sporo kosztują i na dłuższy pobyt tym razem nie bardzo nas stać W poniedziałek rano pakujemy więc graty i ruszamy dalej
Dzień 3 - lecimy do Słowenii
Kolejnym celem naszej wycieczki miało być miasteczko Bohinij na Słowenii. Oczywiście byłoby zbyt proste jechać tak bezpośrednio do celu więc po drodze planujemy zaliczyć widokową trasę Nockalmstrasse w parku Nockberge (http://www.nockalmstrasse.at/en/). Z Wiednia lecimy na południe autostradą A2, potem trasą S6. S6-tką jedzie się początkowo super, bo jest w miarę pusto, są fajne widoki, trochę ciekawych łuków i sporo tuneli. Niestety pogoda robi się coraz bardziej niewyraźna, a po krótkim postoju w okolicach St. Marein zaczyna dość mocno padać. Pierwszy deszcz w trasie jednak nas nie zraża. Ubieramy przeciwdeszczówki i mkniemy dalej z nadzieją że za jakiś czas pogoda się poprawi. Jak na złość po jakimś czasie jest jeszcze gorzej i zupełnie nie ma widoków na poprawę pogody. W takiej sytuacji nie ma sensu pchać się do parku Nockberge więc odbijamy na Klagenfurt i zmierzamy w kierunku Słowenii. Zrobiliśmy jakieś 100 km w deszczu ale przed Klagenfurtem aura w końcu trochę nam odpuszcza i przestaje padać, tak że nawet można wyjąć aparat i cyknąć po drodze kilka fotek.
Z rejonu Klagenfuru na Słowenię najszybciej dostać się przez niemalże ośmio kilometrowy tunel Karavanke i większość ludzi wybiera właśnie tę trasę. Oczywiście nas nie przekonuje opcja nudnej i prostej drogi za którą trzeba jeszcze zapłacić kiedy za friko można mieć frajdę śmigania po alpejskich zakrętach Z premedytacją wybieramy więc drogę nr 91 prowadzącą przez przełęcz Loiblpass (Ljubelj Pass) połążoną ok. 1300 m n.p.m. Droga zdecydowanie warta polecenia wszystkim tym których nudzą proste odcinki asfaltu. Jazda sprawia niesamowitą frajdę, chociaż cały czas zastanawiamy się czy na którymś z tych ostrych nawrotów mocno pod górę albo w dół nasza objuczona Virażka nie położy się na boku
Oczywiście Virago trzyma się dzielnie, więc docieramy do szczytu w całości, przejeżdżamy krótki tunel i możemy podziwiać widoki na słoweńską partię Alp.
Z granicy mamy już tylko rzut kamieniem przez Bled do Bohinij, delektując się słoweńskimi drogami robimy szybki rekonesans kilku miejsc kempingowych i decydujemy się na nocleg w Bledzie.
Dzień 4 - Virago leniuchuje
Dzisiaj pierwszy dzień bez jazdy, chociaż po trzech dniach w siodle jakoś tak dziwnie bez mruczenia silnika. Ale skoro to urlop to i Virażce też należy się trochę odpoczynku My oczywiście nie leniuchujemy tylko ruszamy na własnych nogach na wycieczkę dookoła bledzkiego jeziora.
Dzień 5 - Vintgar i przełęcz Vrsic
Poranek wita nas deszczem i nie bardzo nam się to wszystkim podoba. Obie dziewczyny strasznie marudzą, że chętnie by się gdzieś przewiozły.
Niestety do popołudnia jesteśmy uziemieni na miejscu. Dopiero po południu można odpalić maszynę i ruszyć w trasę. Tym razem nie planujemy nic wielkiego, kilka kilometrów do wąwozu Vintgar.
Po zejściu z trasy czujemy jednak pewien niedosyt jazdy. Jest 17:00, pogoda całkiem całkiem więc tylko chwilę się zastanawiamy i ruszamy zrobić małą pętelkę dookoła Alp (http://maps.google.pl/maps?saddr=Spodnj ... via=1&z=11). Główna atrakcja to droga 50 zakrętów i przełęcz Vrsic (1611 m n.p.m.). Jadąc na przełęcz z Kranjskiej Góry zaliczamy 25 ładnie ponumerowanych zakretów. oczywiście jest ich zdecydowanie więcej ale numerowane są chyba tylko te na których zawijamy się o 180 stopni. Żeby było weselej większość zakrętów wyłożonych jest kostką - chociaż lubię takie trasy to nie bardzo wyobrażam sobie tutaj jazdę w deszczu.
Na jednym z zakrętów spotyka nas nagle niespodzianka, włoski autokar zajmujący całkowicie drogę. Nie mamy wyjścia i trzeba się cofnąć w połowie zakrętu pod górę na tej cudownej kostce - zdecydowanie nikomu nie polecam takich doświadczeń. Oczywiście wszystko wynagradza widok z przełęczy, nawet na nas, osobach które sporo chodziły po górach robi on wielkie wrażenie. Kilka fotek i jedziemy dalej. Na zjeździe zaliczmy koleje 25 zakrętów ale tutaj droga jest zdecydowanie lepsza i sprawia więcej frajdy.
Robimy pętelkę dookoła Alp, niestety ponieważ ruszyliśmy trochę za późno końcówkę trasy trzeba zaliczyć w kompletnych ciemnościach. Kręcimy jakieś wariackie agrafki po górach i lesie nie widząc kompletnie co jest dookoła. Dopiero za dwa dni mieliśmy przekonać się jakimi pokręconymi drogami przyszło nam jechać i pewnie gdybyśmy wcześniej o tym wiedzieli to przeczekalibyśmy do rana
Dzień 6 - Nockalmstrasse
Chociaż pierwsze podejście do Nockalmstrasse nie wyszło przez pogodę postanowiliśmy, że się nie poddamy i jeszcze wrócimy pojeździć po Austrii. Nieśmiało planujemy przejechać tym razem Nokalmstrasse, pokręcić się po Villach i jak czas pozwoli zaliczyć jescze Villach Alpine Road (http://www.villacher-alpenstrasse.at/en/alpenstrasse/). Aura sprzyja więc ruszamy z samego rana. Po drodze zahaczamy jeszcze o Planicę - może skocznia w lecie nie wygląda tak atrakcyjnie jak w TV ale widok z góry robi wrażenie. Bez dwóch zdań, żeby zjechać na krechę z rozbiegu, skoczyć i przelecieć przeszło 200 metrów trzeba mieć naprawdę wielkie jaja
Po chwili przerwy ruszamy dalej, przez Tarvisio we Włoszech prosto na austryjacką autostradę A2 i dalej w kierunku Interkerms. Im bliżej celu tym bardziej martwią nas ciemne chmury gromadzące się na niebie, co prawda drugi raz nie mamy zamiaru odpuścić ale jazda w deszczu po ostrych winkalch nie należy do przyjemności. Po zjeździe z autostrady zaczyna trochę kropić ale po chwili ustaje i na wjeździe do parku Nockberge jest już względnie sucho. Mijamy kasę w której zostawiamy 8 euro za wjazd i startujemy cieszyć się przeszło trzydziestoma kilometrami równiutkiego asfaltu, ostrych winkli i pięknych widoków. Nockalmstrasse to jedna z popularniejszych tras motocyklowych w Austrii, można tu trochę poszaleć na zakrętach chociaż czasami można się niemiło zdziwić napotykając na wyjściu z winkla stado krów spacerujących sobie bez większych ograniczeń po terenie parku. Mnie dodatkowo prowadzenie utrudniał strzelec pokładowy, który niemiłosiernie wiercił się z tyłu w poszukiwaniu co lepszych ujęć. Z drugiej strony, bez tej wiercącej się fotografki nie byłoby pewnie czym zachęcic Was do odwiedzenie tego regionu Austrii.
Chociaż szczęśliwie przejechaliśmy Nockalmstrasse na sucho, to zaraz po wyjeździe znowu zaczęło padać i 40 kilometrów do Villach przyszło nam pokonać w deszczu. Chociaż w Villach przestało padać niebo było dalej mocno zachmurzone a drogi mokre. W takich warunkach nie było sensu pchać się na Villach Alpine Road. Pokręciliśmy się więc trochę po centrum Villach i ruszyliśmy w drogę powrotną na Słowenię. Oczywście żeby nie było zbyt nudno znowu odpuściliśmy tunel Karavanke i ruszyliśmy przez przełęcz Wurzen Pass. Chociaż sama przełęcz nie jest zbyt wysoka (1073 m n.p.m.) to na drodze jest sporo ostrych podjazdów i fajnych zakrętów. Gdzieś przy szczycie jest tzw. "Bunker Muzeum" - w czasie zimnej wojny wybudowano tu sieć tajnych umocnień które teraz można zwiedzać.
Dzień 7 (piątek) - w drodze na Chorwację
Słowenia i Alpy to naprawdę piękne tereny i kiedyś na pewno tu jeszcze wrócimy, żeby trochę więcej czasu spędzić w górach na własnych nogach. Ponieważ jednak tegoroczny urlop miał być spędzony w siodle stwierdziliśmy zgodnie że pora ruszać dalej. Kierunek Chorwacja, ale żeby było ciekawiej wybraliśmy miejsce gdzie góry spotykają się z morzem (tak też reklamują je Chorwaci) czyli rejon parku Wielka Paklenica. Po drodze jeszcze krótka wizyta w nad bohińskim jeziorem żeby zrobić kilka pamiątkowych fotek.
Trasa jak zwykle u nas wyznaczona zostaje z użyciem opcji "atrakcyjna" zamiast "najszybsza" Zaliczamy więc kolejne kilometry pięknych widokowych tras Słowenii, zahaczając po drodze o Prodjamski Hrad. W rejonie jest jeszcze warta zwiedzenia jaskinia Postojna, ale my tym razem nie mamy na to czasu.
Jedziemy dalej w kierunku Chorwacji i ok. 17:00 po raz pierwszy z siedzenia motocykla widzimy Adriatyk. Za Rjeką pakujemy się na magistralę Adriatycką i lecimy tą trasą do samego Starigradu gdzie chcemy się zatrzymać. Gdyby nie położenie i widoki to po alpejskich winklach magistrala mogłaby się wydawać wręcz nudna i monotonna. My jeździliśmy już nią kilkakrotnie samochodem ale z siedzenia motocykla odbiera się zupełnie inaczej. Tak więc cieszyliśmy się każdym kolejnym zakrętem, widokami, zapachem morza i przydrożnych knajpek. Tak zwyczajna wakacyjna nuda Leniwie zaliczamy te 150 km trasy wybrzeżem i ok. 20:30 meldujemy się na kempingu.
Dzień 8 - leniuchujemy, tylko 50km na kołach
Wczoraj zrobiliśmy trochę ponad 400 km więc dzisiaj leniuchujemy. Mała rundka wokół przysłowiowego komina, jakieś zakupy, knajpka i dzień zleciał
Dzień 9 - wyspa Pag
Ponieważ jazdy nigdy za wiele postanowiliśmy odwiedzić kilka miejsc w których spędzaliśmy kiedyś wakacje. Rażanac to mała i cicha mieścinka po drugiej stronie zatoki. W sam raz dla kogoś kto szuka podczas urlopu odrobiny spokoju. Oczywiście wszędzie spotykamy Polaków, którzy widząc samotny motocykl na polskich blachach z ciekawością wypytują o szczegóły podróży na Chorwację na motocyklu.
Lecimy dalej na wyspę Pag.
Miasteczko Pag już dobrze znamy więc odwiedzamy tym razem Nowaliję - w sumie nic szczególnego, kurort wypoczynkowy jakich wiele, chociaż sprzedają dobre pączusie na deptaku i nieźle kręcą świnki.
Chociaż przyjechaliśmy na Chorwację z utwierdzonym podczas poprzednich wyjazdów przekonaniem że tu zawsze świeci słońce z Pagu wracamy w strugach deszczu. Dla nas to wyjątkowe zaskoczenie, ale jak się potem dowiadujemy od Polaków którzy siedzą tu dłużej, to ostatnie dwa tygodnie nie są zbyt pogodne. Temperatura ok. 24 stopni i dość częste deszcze to przecież jak na warunki Chorwackie prawie zima. Oczywiście my nie przyjechaliśmy się tu opalać więc pogoda jak najbardziej nam pasuje, ale osoby nastawione na plażowanie mogą być mocno zawiedzione niestabilną lipcową aurą na Chorwacji.
Dzień 10 - Paklenica
I znowu góry, czyli to co króliczki lubią najbardziej Słońce grzeje na całego, motorek odpoczywa, a my ruszamy na kanionem Wielkiej Paklenicy. Zrozumiałe jest że dla miłośników virago ta część wyprawy może nie być zbyt interesująca więc bez zbędnych szczegółów wrzucam tylko kilka fotek.
Dzień 11
Dzisiaj znowu leniuchujemy prawie cały dzień. Żeby jednak Virażce nie było przykro zabieramy ją wieczorem na mały plażowy lansik
Dzień 12 - wyspa Rab
Być nad morzem i nie płynąć statkiem? Chyba nie wypada więc dzisiaj całą trójką (ja, Monika i Vircia) wybieramy się na krótki rejs. Cel malutka, chociaż dość urokliwa wyspa Rab. Zwiedzamy miasteczko Rab i Lopar.
Dzień 13 - jutro wracamy, więc dzisiaj kolejny dzień lenistwa dla wszystkich
Dzień 14 (piątek) - pożegnanie z morzem
Zbieramy się leniwie, czasu jest sporo bo planujemy tym razem trochę przyśpieszyć i przynajmniej Chorwację przelecieć autostradą. Pożegnanie z morzem i W końcu koło 10:00 startujemy w kierunku Węgier. Błyskawicznie robimy te 400 kilometrów autostrady i przed 14:00 stoimy w kolejce na granice. Niestety Chorwacja jeszcze nie jest w Unii więc na wyjeździe jak zwykle trzeba trochę odstać. Chociaż planowaliśmy nocować nad Balatonem jest na tyle wcześnie, że decydujemy jechać aż do Bratysławy. To w końcu niecałe 300 km krajową 86-tką. Pasażerka nie protestuje i w efekcie ok. 20:00, zaliczając w ciągu dnia jakieś 650 km rozkładamy się na polu kampingowym w stolicy Słowacji.
Dzień 15 - Bratysława
Ostatni dzień podróży. Do domu zostało ok. 400 km więc to właściwie krótka przejażdżka. Czasu jest sporo więc fundujemy sobie i małemu zielonemu przyjacielowi małą rundkę po Bratysławie.
Z kiepskimi minami, coraz bardziej świadomi tego że to już koniec urlopu, startujemy ok. 12:00 w kierunku Polski. Przed 16:00 przekraczamy granicę w Cieszynie, a o 17:00 lądujemy w Jaworznie u teściów. Pogoda kiepska, nastroje podobne bo przecież jeszcze dwa dni temu przypiekało nas chorwackie słońce. Trudno, pozostaje zrobić na pamiątkę fotkę licznika i czekać do przyszłego roku
Tyle tego marudzenia, może komuś się jednak spodoba ta nieskładna relacja
Podsumowując zrobiliśmy w dwa tygodnie jakieś 3,5 tysiąca kilometrów, Virażka dzielnie to zniosła i nie narzekała Ile paliwa wypiła dokładnie trudno powiedzieć, ale starałem się zbierać paragony ze stacji więc może uda mi się doliczyć. Żoncia również zadowolona z takiego sposobu spędzania urlopu, bo chociaż jest to trochę męczące ale dostarcza niesamowitych wrażeń i materiału do wspomnień. W pewnym momencie usłyszałem nawet od Moniki tekst, że już sobie nie wyobraża wyjazdu na wakacje samochodem. Pożyjemy zobaczymy
Ja osobiście zdecydowanie polecem każdemu taką "samotną" wyprawę przed siebie. W zeszłym roku pojechaliśmy na jedno moto nad nasze morze, teraz zdecydowaliśmy się zaliczyć samotnie Chorwację i muszę powiedzieć że przy całej frajdzie jazdy w grupie, dopiero taka samodzielna, dłuższa wycieczka pozwala naprawdę poczuć klimat tej całej motocyklowej wolności i niezależności. I nie ważne jest że kręcisz się po cywilizowanej Polsce czy Europie i przecież cały czas jesteś w zasięgu GSM. Ważne że jedziesz sam przed siebie, tam gdzie tylko zechcesz, bez oglądania się na innych, szczegółowego planowania noclegów czy pilnowania godziny obiadokolacji.
Więcej fotek z wyjazdu możecie pooglądać pod poniższymi linkami:
Wiedeń - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... _PCumLmOEA#
Austria i Słowenia - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... wuXYpNy8JQ#
Chorwacja - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... oHvjveohQE#
Bratysława - https://picasaweb.google.com/1003542675 ... s3sk7rMoAE#
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
- Arktos
- Posty: 782
- Rejestracja: 12 września 2007, 17:12
- Motocykl: Virago 750 z 96r
- Lokalizacja: Włocławek
- Wiek: 53
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Rewelka opisy i zdjęcia Podziwiam Was !!! i pozytywnie zazdroszczę takiej wyprawy. a ja myślałem o kupnie GS jako moto do dalekiej wyprawy Jeszcze raz Dzięki za relacje może kiedyś i ja się odważę
Gang dzikich wieprzy.
Motórzyści Włocławek.
Grupa Kujawska.
Motórzyści Włocławek.
Grupa Kujawska.
- Marek73
- Posty: 5138
- Rejestracja: 05 września 2007, 08:51
- Motocykl: była Virago 750 jest CZARNY WALDEK
- Lokalizacja: Kotla
- Wiek: 51
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Darek - zajebista sprawa. Szkoda, że wrzuciłeś wszystko "na raz" bo mając taki arsenał zdjęć można było dawkować przeżycia . Wprawdzie w życiu bym się do Cro nie wybrał motongiem (za gorąco jak dla mnie) ale kraj ten jest mi bardzo bliski (zwłaszcza za 18 dni ).
I tu zaskoczenie - na 90 % byłem pewien, ze drugie zdjęcie (to z Moniką) było zrobione na moście przed Sibenikiem.
I tu zaskoczenie - na 90 % byłem pewien, ze drugie zdjęcie (to z Moniką) było zrobione na moście przed Sibenikiem.
- GLIWICKI
- Posty: 5643
- Rejestracja: 01 października 2007, 23:08
- Motocykl: XV 750 '97
- Lokalizacja: Śląsk
- Wiek: 54
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
No Darku ... Jestem pod przeogromnym wrażeniem Waszej wyprawy
Mam nadzieję, że szybko się spotkamy przy kawusi i na spokojnie opowiesz mi wszystko raz jeszcze ze szczegółami
Mam nadzieję, że szybko się spotkamy przy kawusi i na spokojnie opowiesz mi wszystko raz jeszcze ze szczegółami
- DAREK.S
- Posty: 2092
- Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
- Motocykl: XV750, 1990; ST1300
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 48
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
My nastawialiśmy się na upały i tym razem się mocno zdziwiliśmy, bo okazało się że Chorwacja wcale nie jest taka gorąca jak nam się zawsze wydawało. Byliśmy wcześniej w Cro trzy razy i zawsze była patelnia, a teraz aura wyjątkowo sprzyjała motocyklistom. Sąsiedzi z kampingu którzy przyjechali się przede wszystkim opalać cały czas mocno na tę chorwacką lipcową pogodę narzekali. Chociaż z drugiej strony, porównując pogodę do tego co działo się w lipcu w Polsce to i tak mieliśmy tam piękne latoMarek73 pisze:Darek - zajebista sprawa. Szkoda, że wrzuciłeś wszystko "na raz" bo mając taki arsenał zdjęć można było dawkować przeżycia . Wprawdzie w życiu bym się do Cro nie wybrał motongiem (za gorąco jak dla mnie) ale kraj ten jest mi bardzo bliski (zwłaszcza za 18 dni ).
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
- Winnetou
- Posty: 3713
- Rejestracja: 15 maja 2008, 22:01
- Motocykl: niemiecki
- Lokalizacja: Augsburg(Bawaria)
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Brawo!
A fotka Moniki z "szyldem Winnetou"bezcenna!
A fotka Moniki z "szyldem Winnetou"bezcenna!
Jedni umieją drudzy"umią"...
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
- Marek73
- Posty: 5138
- Rejestracja: 05 września 2007, 08:51
- Motocykl: była Virago 750 jest CZARNY WALDEK
- Lokalizacja: Kotla
- Wiek: 51
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Winnetou pisze:Brawo!
A fotka Moniki z "szyldem Winnetou"bezcenna!
ha ha Tomek, jak by nie patrzeć masz z Moniką teraz wspólne prawa autorskie Pewnie będziesz musiał się trochę z drinkami postarać, żeby wykupić je na własność
- MONIKA.S
- Posty: 694
- Rejestracja: 23 września 2009, 21:14
- Motocykl: XV 750 DARKA.S
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 47
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
hmmm trzeba się chyba nad tym zastanowić .....Marek73 pisze:Winnetou pisze:Brawo!
A fotka Moniki z "szyldem Winnetou"bezcenna!
ha ha Tomek, jak by nie patrzeć masz z Moniką teraz wspólne prawa autorskie Pewnie będziesz musiał się trochę z drinkami postarać, żeby wykupić je na własność
I prefer the sign: "No entry", to the one that says: "No exit".
— Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)
— Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)
- janeckih
- Posty: 233
- Rejestracja: 27 grudnia 2010, 20:43
- Motocykl: Virago 535,1991;
- Lokalizacja: Radom/Sieradzkie
- Wiek: 72
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Darku; Moniko
Piękne zdjęcia
super trasa
pozdrawiam
Piękne zdjęcia
super trasa
pozdrawiam
jako
- Daro
- Posty: 1447
- Rejestracja: 04 września 2007, 13:41
- Motocykl: XV1100 '94
- Lokalizacja: Skawina
- Wiek: 54
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Super relacja i fotki
Ale mieliście fajnie - dzięki za podzielenie się wrażeniami - będzie co oglądać w to deszczowe lato
Teraz to tylko pozostało żałować że nie dane było wam towarzyszyć - oj szkoda
Ale mieliście fajnie - dzięki za podzielenie się wrażeniami - będzie co oglądać w to deszczowe lato
Teraz to tylko pozostało żałować że nie dane było wam towarzyszyć - oj szkoda
- Paweł Włóczykij
- Posty: 1444
- Rejestracja: 07 czerwca 2010, 23:49
- Motocykl: nieco ułomny
- Lokalizacja: Józefów
- Wiek: 64
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Wyprawa i opis znakomite. Zazdroszczę i gratuluję!
...via ad meta - metam est!
- SE-MEN
- Posty: 487
- Rejestracja: 07 sierpnia 2010, 18:50
- Motocykl: XV 535 VIRAGO 98
- Lokalizacja: Konstancin
- Wiek: 49
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
super sprawa fajny opis fajne zdjęcia ogólnie rewelacja
- kris70
- Posty: 613
- Rejestracja: 13 czerwca 2011, 11:40
- Motocykl: VTX 1300
- Lokalizacja: Mysłowice
- Wiek: 54
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Gratuluje wspaniałego wypadu i jednocześnie zazdroszcze!!!!!!!!!!!!
"...jeśli Bóg drzwi zamyka,to otwiera okno..."
- annabongo
- Posty: 5
- Rejestracja: 29 grudnia 2009, 06:13
- Motocykl: Yamaha Virago 535
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 35
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Super relacja i widać ze i wakacje udane, to tylko pozazdrościć i wsiadać na swoje motorki i w taką trase:) Pozdrawiam
- Adi
- Posty: 85
- Rejestracja: 22 czerwca 2010, 22:43
- Motocykl: Virago 1100 '93r.
- Lokalizacja: Białystok
- Wiek: 55
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Ja osobiście zdecydowanie polecem każdemu taką "samotną" wyprawę przed siebie. W zeszłym roku pojechaliśmy na jedno moto nad nasze morze, teraz zdecydowaliśmy się zaliczyć samotnie Chorwację i muszę powiedzieć że przy całej frajdzie jazdy w grupie, dopiero taka samodzielna, dłuższa wycieczka pozwala naprawdę poczuć klimat tej całej motocyklowej wolności i niezależności. I nie ważne jest że kręcisz się po cywilizowanej Polsce czy Europie i przecież cały czas jesteś w zasięgu GSM. Ważne że jedziesz sam przed siebie, tam gdzie tylko zechcesz, bez oglądania się na innych, szczegółowego planowania noclegów czy pilnowania godziny obiadokolacji.
Trafnie zauważyłeś. Potwierdzam tą tezę w 100% Ja z synem "samotnie" zrobiliśmy Istambuł w tym roku i mogę powiedzieć, że radość jaką daje taka wycieczka, skutecznie przesłania trud całej tej motocyklowej wyprawy.
Żal tylko, że w tym roku już po Teraz zostaje snuć plany i czekać do przyszłych wakacji.
Gratuluję udanego wypadu.
Trafnie zauważyłeś. Potwierdzam tą tezę w 100% Ja z synem "samotnie" zrobiliśmy Istambuł w tym roku i mogę powiedzieć, że radość jaką daje taka wycieczka, skutecznie przesłania trud całej tej motocyklowej wyprawy.
Żal tylko, że w tym roku już po Teraz zostaje snuć plany i czekać do przyszłych wakacji.
Gratuluję udanego wypadu.
- robson
- Posty: 1891
- Rejestracja: 04 września 2007, 15:13
- Motocykl: VIRAGO 1.1
- Lokalizacja: Lędziny
- Wiek: 51
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
No Darku fajna wyprawa i fajna relacja.Może kiedyś sie podłączymy
Jedyną ochroną motocyklisty jest jego ROZUM !!!
- adler
- Posty: 796
- Rejestracja: 18 lutego 2010, 22:27
- Motocykl: yamaha virago 1100
- Lokalizacja: gdzieś na wsi
- Wiek: 59
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Darku super...
dupa nie motór...a ciągnie
- Szymon
- Posty: 3317
- Rejestracja: 11 kwietnia 2008, 09:42
- Motocykl: Noise Generator 1100
- Lokalizacja: Grójec
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Zajebista wycieczka.
Foty przecudne- jaki aparat jesli mogę wiedzieć??
Podoba mi się wstęp i przedstawienie bohaterek - Moto na pierwszym miejscu
Foty przecudne- jaki aparat jesli mogę wiedzieć??
Podoba mi się wstęp i przedstawienie bohaterek - Moto na pierwszym miejscu
Tomek ma tam działkę i szuka złota....Winnetou pisze:Brawo!
A fotka Moniki z "szyldem Winnetou"bezcenna!
Kobieta, która jęczy w nocy, nie warczy w dzień.
- Aspius
- Posty: 1155
- Rejestracja: 30 lipca 2011, 08:22
- Motocykl: chwilowo brak ;(
- Lokalizacja: Wrocław
- Wiek: 51
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Czad, esencja tego, co tak na prawdę mnie pcha w stronę motocykla.. szczerze, bezinteresownie zazdroszczę i mam nadzieję, że kiedyś będę miał okazję umieścić podobną relację
Grzesiek
- DAREK.S
- Posty: 2092
- Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
- Motocykl: XV750, 1990; ST1300
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 48
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Olympus E-PL1 ze standardowym, kitowym szkiełkiem. Ponieważ właściwie służy nam jako trochę bardziej zaawansowany kompakt to jesteśmy dość zadowoleni tym co można z niego wycisnąć. Chociaż gdyby wymienić obiektyw na coś stałoogniskowego i trochę jaśniejszego to można by się bardziej pobawić głębią ostrości i wyciągnąć trochę więcej z niektórych fotek. Drażni też trochę dość słaba wbudowana lampa błyskowa. Pewnie więc nie obędzie się bez inwestycji w dodatkowego flasha, bo niektóre fotki proszą się o zdecydowanie mocniejsze wypełnienie błyskiem.Szymon pisze:Zajebista wycieczka.
Foty przecudne- jaki aparat jesli mogę wiedzieć??
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
- Szymon
- Posty: 3317
- Rejestracja: 11 kwietnia 2008, 09:42
- Motocykl: Noise Generator 1100
- Lokalizacja: Grójec
- Wiek: 52
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Szkiełko kitowe ale foty wcale nie do kitu.Jeszczu raz - brawo dla fotografa.DAREK.S pisze:Olympus E-PL1 ze standardowym, kitowym szkiełkiem..Szymon pisze:Zajebista wycieczka.
Foty przecudne- jaki aparat jesli mogę wiedzieć??
Kobieta, która jęczy w nocy, nie warczy w dzień.
-
- Posty: 183
- Rejestracja: 30 kwietnia 2011, 21:39
- Motocykl: XV 535
- Lokalizacja: Sierakowice
- Wiek: 42
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
No dla mnie taka wyprawa - boooooommmmmmbbbbbbaaaaaaa i pełen szacun!!!!
Przeczytałem i obejrzałem fotki jednym tchem, nie mogę się nadziwić że tak w ogóle na Virci się da
Sam bym się nie odważył na taką wyprawę, bałbym się że Virażka odmówi posłuszeństwa i w szczerym polu stanę
Piękny urlop
Przeczytałem i obejrzałem fotki jednym tchem, nie mogę się nadziwić że tak w ogóle na Virci się da
Sam bym się nie odważył na taką wyprawę, bałbym się że Virażka odmówi posłuszeństwa i w szczerym polu stanę
Piękny urlop
- kubi70
- Posty: 753
- Rejestracja: 19 listopada 2010, 23:33
- Motocykl: XV750 ->HD Sport
- Lokalizacja: Odrzykoń
- Wiek: 54
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Też bez dwóch zdań Darek, że Cię tak zacytuję. Tu też trzeba mieć jaja żeby się odważyć smigać tyle kilometrów solo, bo jednak plusy grupy są, wtedy kiedy masz jakieś problemy. Chociaż i sama grupa może stać się problemem.
Wielkie za całość wyprawy i jej owoce.
Wielkie za całość wyprawy i jej owoce.
- Dono
- Posty: 2465
- Rejestracja: 19 listopada 2007, 17:46
- Motocykl: 1100 '91
- Lokalizacja: Iskrzyczyn-Skoczów
- Wiek: 40
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Świetna sprawa!
Oto jak mądrze zaplanować urlop
Oto jak mądrze zaplanować urlop
"Verba volant, scripta manent" (słowa ulatują, pismo zostaje).
- MONIKA.S
- Posty: 694
- Rejestracja: 23 września 2009, 21:14
- Motocykl: XV 750 DARKA.S
- Lokalizacja: Ruda Śląska
- Wiek: 47
- Status: Offline
Re: W pogoni za słońcem - relacja z wypadu na południe Europ
Wielkie dzięki za uznanie, choć czasami niełatwo było pstrykać te fotki, szczególnie, że najlepsze ujęcia trafiały się akurat jak Darek wchodził w zakręt, a ja akurat chciałam zrobić fajne zdjęcie i przypadkowo odchylałam się w nie tę strone co trzebaSzymon pisze:Szkiełko kitowe ale foty wcale nie do kitu.Jeszczu raz - brawo dla fotografa.
Oj było marudzenia, było...
No coż, czasami trzeba zebrać ochrzan od męża poświęcić się, wysłuchać swoje, ale potem jaka satysfakcja z oglądania fotek
I prefer the sign: "No entry", to the one that says: "No exit".
— Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)
— Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)