Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
- Celina
- Posty: 722
- Rejestracja: 30 września 2011, 00:58
- Motocykl: XV 535 '99
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 36
- Status: Offline
Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
1/ Dzień Początkowy
Pierwsze wrażenie jest nawet przyjemne. Kostka lodu chłodzi skórę podróżnika gasząc moc podniecenia wywołanego Nieznanym i Nieodkrytym. Po półgodzinie na piszczelach miałam już kubły lodu i wszystkie możliwe ubrania w użyciu. I co z tego, że zadbano o Plecaczek-Świeżynkę, jak przykrótkie spodnie motocyklowe naciągnął po pachy?!
I tak zaczęły się moje wielkie wakacje Anno domini 2011.
W liczbie 2 osobników rodzaju ludzkiego (żadne homo i nie sapiąc), pierwszego dnia lipca, o godzinie, która nie istnieje na niektórych zegarkach, zapakowaliśmy świeżo wypoczęte pośladki (w liczbie 4) na jednoślad obładowany tobołami niczym zwierzę juczne:
Pokaz wielkości tęsknoty na rozciągniętych w boki ramionach przez tych, co nas żegnali, rozpoczął Podróż w Nieznane. Bez planu, jedynie ze szkicem pomysłu i stadem pragnień w tym, co pod kaskami.
Punkt pierwszy Wyprawy, i ostatni z pewnych, to Bieszczady. Wieczór dnia pierwszego i poranek dnia kolejnego, to spowite we mgle nieograniczone lasy porastające zbocza gór; cisza przenikająca na wskroś; szemrzące potoki. I wcale nie zrobiły na nas wrażenia. Skąd! Wprawiły w osłupienie. Zachwyciły nas też owce głaszczące pierzem czarnego rumaka Kierowcy. Pierze się sypie, deszcz zacina, a Plecaczek się głowi jak spośród tych baranów wyłowić Kierowcę, bo ten jakoby zlał się z otoczeniem. Kamuflaż naturalny-idealny!
A propos kamuflażu. Na dzień dobry Wyprawa zadrwiła z nas bajkowo.
Bob Budowniczy i Kaczka Dziwaczka w wersji ?schnącej?
spoczęli na wypoczynek w Dużych Wyjcach, zwanych Wielkowyje. Czy gdzieś tam. Zaczęło się wesoło.
2/ Dzień Decyzyjny
Dzień drugi nie przywitał nas ulewą, a jedynie pluskaniem o blaszany parapet naszej rezydencji.
I ta doba jakoś minęła, uff. Za zaskakujący pomysł Rumunii, który przyszedł do głowy znienacka przy herbacie w Komańczy, Kierowca-Pokutnik, odstał swoje w kącie.
Kierunek został więc obrany. Bezdyskusyjnie. Ruszyliśmy w Nieznane. Czasem tylko nogi drętwiały na słowackiej ziemi,
Kierowcy zapominali o Plecakach, a na niebie tworzyły się piękne czarne chmury. Deszczowe takie. Kierowca chcąc dostarczyć wrażeń towarzyszowi niedoli, wbrew całej reszcie słonecznego nieboskłonu, ruszył z impetem w tę czarną dziurę. Po odważnym, a jakże!, przyjęciu na klatę urwanej chmury, niebo sprezentowało nam cudny zachód słońca nad sklepem sieci Tesco. Ja, niczym niezła foczka
i On - cudownie pachnący wilgocią, mogliśmy rozkoszować się pięknem świata w iście romantycznych warunkach na granicy słowacko-węgierskiej. Summa summarum skończyło się najdroższym noclegiem w obawie przed katarami, głowobólami i pociągającymi nosami.
I to był już Tokaj. Nie wypadało więc odmówić grzania się białym, choć żółtym, węgierskim winem.
3/ Dzień Trzeci - Winny
To się pogrzaliśmy. Również cały kolejny dzień. Mżawka była, nie ma co jechać
%
4/ Czwarty
A następnego dnia morze. Morze słoneczników. Całe Węgry.
A przepraszam! Było jeszcze coś! Big Hungarian Nothing (tłum. Wielkie Węgierskie Nic), czyli Puszta. Jak nazwa wskazuje-pusto, droga i step.
Ale załatwiliśmy sobie chociaż anioła stróża. Ma na imię Turul i, poza nami, cały naród madziarski pod swoimi skrzydłami.
Na Węgrzech drętwi towarzysze
i drogi donikąd.
Lecimy do Rumunii nocą. Rozbijamy się, tzn. namiot rozbijamy, w chaszczach przydrożnych. Rano się okaże, gdzie tak naprawdę wylądowaliśmy. Póki co - trawa do pasa.
5/ Piąty - Pierwszy Rumuński
Dzień dobry, chociaż już piąty! I stado białych kulek na horyzoncie! Z tej kupy białych piłeczek wyłoniły się czarne, królicze uszy i dały się poznać jako osioł pasterski. I tej wersji będę się trzymać! Miał wielki zad i nie skakał jak kozica. Rumuni mają osły pasterskie i kropka. Flora poznana, fauna we wszystkich zakamarkach ubrań i ciała (trawa po pas!), czyli wszystko w normie. Można ruszać w drogę.
Garść pierwszych wrażeń: Rumuni zaciekle budują autostrady, sklepy mają wypasione,
a i oryginalności nie można im odmówić.
Chociaż bywa, że z tym narodem nie ma żartów?
Wjeżdżamy więc na tajemnicze włości hrabiego Drakuli. I już pierwszego dnia poczuliśmy nieprzewidywalność tej ziemi. Po stopniowym zmianie krajobrazu z wiosek przygranicznych
na wioski górskie
zaczęliśmy zdobywać pierwsze szczyty. Górskie.
Kręcimy się po zakrętach w górę i w górę. Słońce raczy nas swym uśmiechem, a w dolinie przełęcz zdaje się mrugać między drzewami. Z zamiarem utrwalenia rzeczy nietrwałych nakazuję postój na najbliżej nadającym się ku temu poboczu. Nakazuję? definitywnie zarządzam! I stało się. Zaćmienie umysłu. Totalne. Zapomniałam, ja górołaz, że pokora to cnota, której góry wymagają najpierwej. Odpowiedź na moje zawołanie przyszła lada chwila. Mgła. Więcej mgły. Ekhem? Ściana mgły! Widoczność na parę metrów. Już prawie, prawie na szczycie góry? I jak nie lunie! Wdziewamy kondomy! Zdążyliśmy się ubrać równo z końcem ulewy. Mija 10 minut? i znowu słońce, konie na zboczach, soczysta zieleń na stokach? Sielanka.
Tylko nurt rdzawej rzeki i jej koryto, które podwoiło swą objętość, przypomina o deszczu.
Powiadają, że w Rumunii strasznie, niebezpiecznie, ?nie jedźcie, jak chcecie wrócić cali? usłyszeliśmy w Bieszczadach od miejscowych autochtonów. Nastawieni więc z dozą ostrożności i świadomi, że pewne straty będzie trzeba ponieść. Chociaż spójrzmy prawdzie prostu w oczy? straty? Ot dziurka w bagażu i trochę przetartych ubrań. Bywa i tak, że torba podróżna zmienia konsystencję ze stałej na ciekłą i ześlizguje się z bagażnika. Zatrzymujemy się, mocujemy, wiążemy linki. Przejeżdżające auta zatrzymują się i oferują pomoc. Pojawiają się chłopi z pobliskiego pola. Mit uznajemy za obalony! W tym kraju nie stanie nam się żadna krzywda! Cytując Andzika (chapeau bas! za wyprawę i opis, Samotny Wilku): ?Bądź człowiekiem, spotkasz ludzi.?
Ciekawostka: Rumuni nie tracą czasu na coś, na czym mogą go zyskać. Dlatego też bożonarodzeniowe, czy też noworoczne światełka wiszą tam cały rok! Niebiesko-żółto-czerwone proporce, rozwieszane wzdłuż drogi, dają poczucie majestatu, gdy się pod nimi przejeżdża
Żeby jednak nie było tak słodko i kolorowo, musi być też dreszczyk emocji.
Kiedy po wielu miesiącach myślę o tym wieczorze, widzę go w sepii (o ile można myśleć odcieniami). Spacer po Sebes. Budynki i domy wyglądają jak ociosane betonowe kloce. Ustawione rzędem nie pozwalają zajrzeć choćby na milimetr do wnętrz podwórek. Ani źdźbła przerwy między domostwami, szczelnie zamknięte okiennice i wieża kościoła, typowo transylwańska, nie pozostawiają ani krzty pola do popisu wybujałej wyobraźni(zdjęcie wprost z internetu).
Ciarki na mym małym plecaczkowym ciele czuję do dziś.
I wtedy pojęliśmy, co oznacza, nie do końca zrozumiałe do tej pory, pojęcie ?rumuński pies?. A raczej horda wściekłych i żądnych krwi psów, która zmusiła nas do baaaardzo pospiesznego odwrotu do motelu na przedmieściach. Michał Kruszona, w książce Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła, którą przeczytałam znacznie później, opisując bukaresztańskie psy, mówi nawet o rasie canis bucarestiensis. Określa nim zwierzę aktywne w nocy, polujące w stadach po kilkanaście sztuk. (Uwaga! wtrącenie historyczne) Skąd rumuńskie bezdomne psy w takich ilościach? Otóż, po trzęsieniu ziemi w 1977 roku, kiedy zniszczeniu uległo wiele domów, dyktator zaczął wcielać swoją wizję unifikacji społeczeństwa. Powstawały ?nowoczesne? osiedla z gigantycznymi blokowiskami, w których zabroniono trzymania psów (żywiły się przecież mięsem, które było przeznaczone dla obywateli, szczekały przeszkadzając w wypoczynku). Trafiły więc na ulicę. Z pokolenia na pokolenie coraz lepiej przystosowywały się do nowych warunków, będąc zarazem agresorem (ataki, pogryzienia, choroby) i ofiarą (pieczone na ogniskach, czy też w formie psiego smalcu stanowiły cygański przysmak, który mógł decydować o przeżyciu mroźnych nocy).
Krótki, wieczorny spacer z przygodami, sprawił więc, że tej nocy spaliśmy jak zabici.
6/ Dzień szósty - Transalpina!
Po wieczorze pełnym wrażeń, postanowiliśmy nie dać się złudnemu poczuciu braku bezpieczeństwa. W końcu jesteśmy całkiem poważnymi (i trzeźwo myślącymi) ludźmi!
Czasem tylko nuciło nam się pod nosem, że każda wariatka ma w głowie [kasku?!] kwiatka czy jakoś tak.
Transalpina. Woda-skała-błoto-woda-skała-błoto i zieleń-błekit-zieleń-błękit-zieleń! Jeziorka, bajorka, góry, urwiska, dziury, zakrętasy i lasy! Obiad na dachu świata i nawet psina wyjątkowa, bo nie wściekła.
Po bieszczadzkich owcach, rumuńskie kozy i krowy dumnie kroczące szosą, zdawały się być częścią naturalnego krajobrazu naszej Wyprawy.
Virażka Pawłowa musi mieć w sobie jakąś dobroć nieokreśloną. Zwierzęta wtulały się w nią niczym zmęczony podróżnik w poduchę po dniu pełnym wrażeń. I nas też to spotkało tej nocy - sen strudzonego wędrowca.
7/ Dzień siódmy - Dniem Kulminacyjnym - Transfagaraska
Co tu dużo mówić? Droga z początku dziurawa, zakrętów moc, osły na drogach, na 2500m n.p.m. wieje po kostkach, a tunelu to końca nie widać! I po to tyle zachodu i kilometrów nawiniętych na koła?
I jeszcze ten wiatr! Wiał tak, że aż oczy się pociły!
Serpentyny? Wrażenie jakie miałam, to tylko takie, że zaraz będę językiem lizać asfalt! Kierowcy noga (ręka!) ciężka się nagle zrobiła i gnał jak wariat nawlekając na Nitkę Spełnionych Marzeń każdy zawijas po kolei.
Taka to droga, że rozpisywać się naprawdę nie warto!
I ta Czapka Niewidka! Benzyna wywietrzała (!), więc zjazd szosą transfagaraską na zgaszonym silniku mamy zaliczony. Uczucie niewidzialności gratis!
Wieczór Dnia Spełnionego Marzenia zastał nas przy ognisku pod tysiącem gwiazd z kiełbaskami na rumuńskich kijaszkach.
8/ Ósemka
Pamiętam zaskoczenie, gdy zjechaliśmy w Transfagaraskiej. Pokonaliśmy Karpaty! Całkiem okazałe to góry, muszę przyznać.
Suniemy na zgaszonym silniku, Plecaczek wierci się niemiłosiernie, Kierowca zatopiony w swoim kierowniczym świecie? I czegóż ja się wiercę? Coś mi nie pasuje? Ano przed chwilą było 2500m n.p.m., a nagle jestem na nizinie! Karpaty naprawdę pojawiają się znikąd!
I tak dotarliśmy do Dnia Ósmego. Powiem Ci w sekrecie Czytelniku, że nie ma się co powtarzać w koło Macieju.
Wszystko wciąż takie pospolite
nuda, nic się nie dzieje.
Lenie.
Jak całą Wyprawę: jedziemy i nie gadamy. Bo po co, jak wokół tyle ciekawych, nowych, świeżych twarzy do poznania, a siebie mamy na co dzień! Zawieraliśmy więc trochę nieprawdopodobne i czasem bajkowe przyjaźnie.
9/Droga Tysiąca Dziur
W rumuńskich wsiach życie płynie zwyczajnie i skupia się wokół głównej ulicy. To tu gentelmani raczą się iście wybornymi trunkami w przydrożnych restauracjach parząc pośladki na plastikowych fotelach, a damy przechadzają się leniwie wzdłuż arterii posiadłości z pociechami na rękach. Zdarzają się również Rumuni okupujący kolana polskich motocyklistów Ot zwykła codzienność.
10/ Wciąż jedziemy!
Nasza wyprawowa codzienność była okraszona zarówno większymi wrażeniami, jak i małymi obrażeniami.
Bywało, że na twarzach gościło zagubienie, gdy trafiliśmy za inną granicę niż byśmy chcieli
albo gdy w rumuńskich górach o zmierzchu lubiła skończyć nam się droga.
Mniemam, że moje piski (dzięki siniakom na tym, co było świeżo wypoczęte Dnia Początkowego, po przebyciu prawie 200km dziurami) oraz zamek Spiski też głęboko zapadł w pamięć Kierowcy.
11/ Ostatni
Dzień rozpoczęty śniadaniem z widokiem na futrynę sklepową.
Skończony natomiast morderczym powrotem do domu ? 426 kilometrów, łącznie z zasypianiem na tylnym, jak i przednim siedzeniu?
I tak wypadałoby skończyć tę historię.
Jak udało nam się przeżyć razem tyle dób? Otóż mieliśmy prostą zasadę: On kieruje, ja wyglądam. On, odpowiedzialny i zrównoważony Kierowca, wykonywał swoje zadanie wedle pierwotnego założenia.
Wciąż poważny wprawdzie nie robił nic, żeby chociaż trochę zabawy z Wyprawy było, to stawiał czoła wszelkim niebezpieczeństwom i był w stanie bronić (mnie i Virażki, albo Virażki i mnie?) do upadłego!
Ja? No tak? wyglądałam? jak wyjdź stąd i nie wracaj po tych nocach w rumuńskich krzakach!
A jak będzie opowiadał Ci bajki i inne niestworzone historie - nie daj się nabrać! Wystarczy, że ja się dałam? i tak sobie wciąż płyniemy tymi asfaltowymi rzekami?
Piaseczno 2011
Pierwsze wrażenie jest nawet przyjemne. Kostka lodu chłodzi skórę podróżnika gasząc moc podniecenia wywołanego Nieznanym i Nieodkrytym. Po półgodzinie na piszczelach miałam już kubły lodu i wszystkie możliwe ubrania w użyciu. I co z tego, że zadbano o Plecaczek-Świeżynkę, jak przykrótkie spodnie motocyklowe naciągnął po pachy?!
I tak zaczęły się moje wielkie wakacje Anno domini 2011.
W liczbie 2 osobników rodzaju ludzkiego (żadne homo i nie sapiąc), pierwszego dnia lipca, o godzinie, która nie istnieje na niektórych zegarkach, zapakowaliśmy świeżo wypoczęte pośladki (w liczbie 4) na jednoślad obładowany tobołami niczym zwierzę juczne:
Pokaz wielkości tęsknoty na rozciągniętych w boki ramionach przez tych, co nas żegnali, rozpoczął Podróż w Nieznane. Bez planu, jedynie ze szkicem pomysłu i stadem pragnień w tym, co pod kaskami.
Punkt pierwszy Wyprawy, i ostatni z pewnych, to Bieszczady. Wieczór dnia pierwszego i poranek dnia kolejnego, to spowite we mgle nieograniczone lasy porastające zbocza gór; cisza przenikająca na wskroś; szemrzące potoki. I wcale nie zrobiły na nas wrażenia. Skąd! Wprawiły w osłupienie. Zachwyciły nas też owce głaszczące pierzem czarnego rumaka Kierowcy. Pierze się sypie, deszcz zacina, a Plecaczek się głowi jak spośród tych baranów wyłowić Kierowcę, bo ten jakoby zlał się z otoczeniem. Kamuflaż naturalny-idealny!
A propos kamuflażu. Na dzień dobry Wyprawa zadrwiła z nas bajkowo.
Bob Budowniczy i Kaczka Dziwaczka w wersji ?schnącej?
spoczęli na wypoczynek w Dużych Wyjcach, zwanych Wielkowyje. Czy gdzieś tam. Zaczęło się wesoło.
2/ Dzień Decyzyjny
Dzień drugi nie przywitał nas ulewą, a jedynie pluskaniem o blaszany parapet naszej rezydencji.
I ta doba jakoś minęła, uff. Za zaskakujący pomysł Rumunii, który przyszedł do głowy znienacka przy herbacie w Komańczy, Kierowca-Pokutnik, odstał swoje w kącie.
Kierunek został więc obrany. Bezdyskusyjnie. Ruszyliśmy w Nieznane. Czasem tylko nogi drętwiały na słowackiej ziemi,
Kierowcy zapominali o Plecakach, a na niebie tworzyły się piękne czarne chmury. Deszczowe takie. Kierowca chcąc dostarczyć wrażeń towarzyszowi niedoli, wbrew całej reszcie słonecznego nieboskłonu, ruszył z impetem w tę czarną dziurę. Po odważnym, a jakże!, przyjęciu na klatę urwanej chmury, niebo sprezentowało nam cudny zachód słońca nad sklepem sieci Tesco. Ja, niczym niezła foczka
i On - cudownie pachnący wilgocią, mogliśmy rozkoszować się pięknem świata w iście romantycznych warunkach na granicy słowacko-węgierskiej. Summa summarum skończyło się najdroższym noclegiem w obawie przed katarami, głowobólami i pociągającymi nosami.
I to był już Tokaj. Nie wypadało więc odmówić grzania się białym, choć żółtym, węgierskim winem.
3/ Dzień Trzeci - Winny
To się pogrzaliśmy. Również cały kolejny dzień. Mżawka była, nie ma co jechać
%
4/ Czwarty
A następnego dnia morze. Morze słoneczników. Całe Węgry.
A przepraszam! Było jeszcze coś! Big Hungarian Nothing (tłum. Wielkie Węgierskie Nic), czyli Puszta. Jak nazwa wskazuje-pusto, droga i step.
Ale załatwiliśmy sobie chociaż anioła stróża. Ma na imię Turul i, poza nami, cały naród madziarski pod swoimi skrzydłami.
Na Węgrzech drętwi towarzysze
i drogi donikąd.
Lecimy do Rumunii nocą. Rozbijamy się, tzn. namiot rozbijamy, w chaszczach przydrożnych. Rano się okaże, gdzie tak naprawdę wylądowaliśmy. Póki co - trawa do pasa.
5/ Piąty - Pierwszy Rumuński
Dzień dobry, chociaż już piąty! I stado białych kulek na horyzoncie! Z tej kupy białych piłeczek wyłoniły się czarne, królicze uszy i dały się poznać jako osioł pasterski. I tej wersji będę się trzymać! Miał wielki zad i nie skakał jak kozica. Rumuni mają osły pasterskie i kropka. Flora poznana, fauna we wszystkich zakamarkach ubrań i ciała (trawa po pas!), czyli wszystko w normie. Można ruszać w drogę.
Garść pierwszych wrażeń: Rumuni zaciekle budują autostrady, sklepy mają wypasione,
a i oryginalności nie można im odmówić.
Chociaż bywa, że z tym narodem nie ma żartów?
Wjeżdżamy więc na tajemnicze włości hrabiego Drakuli. I już pierwszego dnia poczuliśmy nieprzewidywalność tej ziemi. Po stopniowym zmianie krajobrazu z wiosek przygranicznych
na wioski górskie
zaczęliśmy zdobywać pierwsze szczyty. Górskie.
Kręcimy się po zakrętach w górę i w górę. Słońce raczy nas swym uśmiechem, a w dolinie przełęcz zdaje się mrugać między drzewami. Z zamiarem utrwalenia rzeczy nietrwałych nakazuję postój na najbliżej nadającym się ku temu poboczu. Nakazuję? definitywnie zarządzam! I stało się. Zaćmienie umysłu. Totalne. Zapomniałam, ja górołaz, że pokora to cnota, której góry wymagają najpierwej. Odpowiedź na moje zawołanie przyszła lada chwila. Mgła. Więcej mgły. Ekhem? Ściana mgły! Widoczność na parę metrów. Już prawie, prawie na szczycie góry? I jak nie lunie! Wdziewamy kondomy! Zdążyliśmy się ubrać równo z końcem ulewy. Mija 10 minut? i znowu słońce, konie na zboczach, soczysta zieleń na stokach? Sielanka.
Tylko nurt rdzawej rzeki i jej koryto, które podwoiło swą objętość, przypomina o deszczu.
Powiadają, że w Rumunii strasznie, niebezpiecznie, ?nie jedźcie, jak chcecie wrócić cali? usłyszeliśmy w Bieszczadach od miejscowych autochtonów. Nastawieni więc z dozą ostrożności i świadomi, że pewne straty będzie trzeba ponieść. Chociaż spójrzmy prawdzie prostu w oczy? straty? Ot dziurka w bagażu i trochę przetartych ubrań. Bywa i tak, że torba podróżna zmienia konsystencję ze stałej na ciekłą i ześlizguje się z bagażnika. Zatrzymujemy się, mocujemy, wiążemy linki. Przejeżdżające auta zatrzymują się i oferują pomoc. Pojawiają się chłopi z pobliskiego pola. Mit uznajemy za obalony! W tym kraju nie stanie nam się żadna krzywda! Cytując Andzika (chapeau bas! za wyprawę i opis, Samotny Wilku): ?Bądź człowiekiem, spotkasz ludzi.?
Ciekawostka: Rumuni nie tracą czasu na coś, na czym mogą go zyskać. Dlatego też bożonarodzeniowe, czy też noworoczne światełka wiszą tam cały rok! Niebiesko-żółto-czerwone proporce, rozwieszane wzdłuż drogi, dają poczucie majestatu, gdy się pod nimi przejeżdża
Żeby jednak nie było tak słodko i kolorowo, musi być też dreszczyk emocji.
Kiedy po wielu miesiącach myślę o tym wieczorze, widzę go w sepii (o ile można myśleć odcieniami). Spacer po Sebes. Budynki i domy wyglądają jak ociosane betonowe kloce. Ustawione rzędem nie pozwalają zajrzeć choćby na milimetr do wnętrz podwórek. Ani źdźbła przerwy między domostwami, szczelnie zamknięte okiennice i wieża kościoła, typowo transylwańska, nie pozostawiają ani krzty pola do popisu wybujałej wyobraźni(zdjęcie wprost z internetu).
Ciarki na mym małym plecaczkowym ciele czuję do dziś.
I wtedy pojęliśmy, co oznacza, nie do końca zrozumiałe do tej pory, pojęcie ?rumuński pies?. A raczej horda wściekłych i żądnych krwi psów, która zmusiła nas do baaaardzo pospiesznego odwrotu do motelu na przedmieściach. Michał Kruszona, w książce Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła, którą przeczytałam znacznie później, opisując bukaresztańskie psy, mówi nawet o rasie canis bucarestiensis. Określa nim zwierzę aktywne w nocy, polujące w stadach po kilkanaście sztuk. (Uwaga! wtrącenie historyczne) Skąd rumuńskie bezdomne psy w takich ilościach? Otóż, po trzęsieniu ziemi w 1977 roku, kiedy zniszczeniu uległo wiele domów, dyktator zaczął wcielać swoją wizję unifikacji społeczeństwa. Powstawały ?nowoczesne? osiedla z gigantycznymi blokowiskami, w których zabroniono trzymania psów (żywiły się przecież mięsem, które było przeznaczone dla obywateli, szczekały przeszkadzając w wypoczynku). Trafiły więc na ulicę. Z pokolenia na pokolenie coraz lepiej przystosowywały się do nowych warunków, będąc zarazem agresorem (ataki, pogryzienia, choroby) i ofiarą (pieczone na ogniskach, czy też w formie psiego smalcu stanowiły cygański przysmak, który mógł decydować o przeżyciu mroźnych nocy).
Krótki, wieczorny spacer z przygodami, sprawił więc, że tej nocy spaliśmy jak zabici.
6/ Dzień szósty - Transalpina!
Po wieczorze pełnym wrażeń, postanowiliśmy nie dać się złudnemu poczuciu braku bezpieczeństwa. W końcu jesteśmy całkiem poważnymi (i trzeźwo myślącymi) ludźmi!
Czasem tylko nuciło nam się pod nosem, że każda wariatka ma w głowie [kasku?!] kwiatka czy jakoś tak.
Transalpina. Woda-skała-błoto-woda-skała-błoto i zieleń-błekit-zieleń-błękit-zieleń! Jeziorka, bajorka, góry, urwiska, dziury, zakrętasy i lasy! Obiad na dachu świata i nawet psina wyjątkowa, bo nie wściekła.
Po bieszczadzkich owcach, rumuńskie kozy i krowy dumnie kroczące szosą, zdawały się być częścią naturalnego krajobrazu naszej Wyprawy.
Virażka Pawłowa musi mieć w sobie jakąś dobroć nieokreśloną. Zwierzęta wtulały się w nią niczym zmęczony podróżnik w poduchę po dniu pełnym wrażeń. I nas też to spotkało tej nocy - sen strudzonego wędrowca.
7/ Dzień siódmy - Dniem Kulminacyjnym - Transfagaraska
Co tu dużo mówić? Droga z początku dziurawa, zakrętów moc, osły na drogach, na 2500m n.p.m. wieje po kostkach, a tunelu to końca nie widać! I po to tyle zachodu i kilometrów nawiniętych na koła?
I jeszcze ten wiatr! Wiał tak, że aż oczy się pociły!
Serpentyny? Wrażenie jakie miałam, to tylko takie, że zaraz będę językiem lizać asfalt! Kierowcy noga (ręka!) ciężka się nagle zrobiła i gnał jak wariat nawlekając na Nitkę Spełnionych Marzeń każdy zawijas po kolei.
Taka to droga, że rozpisywać się naprawdę nie warto!
I ta Czapka Niewidka! Benzyna wywietrzała (!), więc zjazd szosą transfagaraską na zgaszonym silniku mamy zaliczony. Uczucie niewidzialności gratis!
Wieczór Dnia Spełnionego Marzenia zastał nas przy ognisku pod tysiącem gwiazd z kiełbaskami na rumuńskich kijaszkach.
8/ Ósemka
Pamiętam zaskoczenie, gdy zjechaliśmy w Transfagaraskiej. Pokonaliśmy Karpaty! Całkiem okazałe to góry, muszę przyznać.
Suniemy na zgaszonym silniku, Plecaczek wierci się niemiłosiernie, Kierowca zatopiony w swoim kierowniczym świecie? I czegóż ja się wiercę? Coś mi nie pasuje? Ano przed chwilą było 2500m n.p.m., a nagle jestem na nizinie! Karpaty naprawdę pojawiają się znikąd!
I tak dotarliśmy do Dnia Ósmego. Powiem Ci w sekrecie Czytelniku, że nie ma się co powtarzać w koło Macieju.
Wszystko wciąż takie pospolite
nuda, nic się nie dzieje.
Lenie.
Jak całą Wyprawę: jedziemy i nie gadamy. Bo po co, jak wokół tyle ciekawych, nowych, świeżych twarzy do poznania, a siebie mamy na co dzień! Zawieraliśmy więc trochę nieprawdopodobne i czasem bajkowe przyjaźnie.
9/Droga Tysiąca Dziur
W rumuńskich wsiach życie płynie zwyczajnie i skupia się wokół głównej ulicy. To tu gentelmani raczą się iście wybornymi trunkami w przydrożnych restauracjach parząc pośladki na plastikowych fotelach, a damy przechadzają się leniwie wzdłuż arterii posiadłości z pociechami na rękach. Zdarzają się również Rumuni okupujący kolana polskich motocyklistów Ot zwykła codzienność.
10/ Wciąż jedziemy!
Nasza wyprawowa codzienność była okraszona zarówno większymi wrażeniami, jak i małymi obrażeniami.
Bywało, że na twarzach gościło zagubienie, gdy trafiliśmy za inną granicę niż byśmy chcieli
albo gdy w rumuńskich górach o zmierzchu lubiła skończyć nam się droga.
Mniemam, że moje piski (dzięki siniakom na tym, co było świeżo wypoczęte Dnia Początkowego, po przebyciu prawie 200km dziurami) oraz zamek Spiski też głęboko zapadł w pamięć Kierowcy.
11/ Ostatni
Dzień rozpoczęty śniadaniem z widokiem na futrynę sklepową.
Skończony natomiast morderczym powrotem do domu ? 426 kilometrów, łącznie z zasypianiem na tylnym, jak i przednim siedzeniu?
I tak wypadałoby skończyć tę historię.
Jak udało nam się przeżyć razem tyle dób? Otóż mieliśmy prostą zasadę: On kieruje, ja wyglądam. On, odpowiedzialny i zrównoważony Kierowca, wykonywał swoje zadanie wedle pierwotnego założenia.
Wciąż poważny wprawdzie nie robił nic, żeby chociaż trochę zabawy z Wyprawy było, to stawiał czoła wszelkim niebezpieczeństwom i był w stanie bronić (mnie i Virażki, albo Virażki i mnie?) do upadłego!
Ja? No tak? wyglądałam? jak wyjdź stąd i nie wracaj po tych nocach w rumuńskich krzakach!
A jak będzie opowiadał Ci bajki i inne niestworzone historie - nie daj się nabrać! Wystarczy, że ja się dałam? i tak sobie wciąż płyniemy tymi asfaltowymi rzekami?
Piaseczno 2011
Ostatnio zmieniony 07 stycznia 2012, 23:23 przez Celina, łącznie zmieniany 3 razy.
Kasia
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
- Endrju
- Posty: 111
- Rejestracja: 18 października 2011, 21:23
- Motocykl: xvs 1100 Drag Star
- Lokalizacja: Czersk (mazowieckie)
- Wiek: 54
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Super, poprostu super opis. Historia opowiedziana z humorem, podpara mnóstwem zdjęć, trafnych ujęć, skojażeń i porównań.
Do tej pory czytałem opisy kierowców i ich spostrzeżenia, jakże inny jest punkt widzenia plecaczka...ale jak miło i przyjemnie się czyta. Gratulacje za styl i pomysłowość relacji...
Do tej pory czytałem opisy kierowców i ich spostrzeżenia, jakże inny jest punkt widzenia plecaczka...ale jak miło i przyjemnie się czyta. Gratulacje za styl i pomysłowość relacji...
- Retman
- Posty: 348
- Rejestracja: 31 grudnia 2011, 11:03
- Motocykl: ;-)
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 56
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Kapitalna relacja...świetnie technicznie foty,opis pełen finezji i polotu ,ma dziewczyna wyobrażnię ,tak operować słowem...z taką to i na koniec świata...
- Blunio
- Posty: 5793
- Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
- Motocykl: Trek X-Caliber 8
- Lokalizacja: Warszawa Bemowo
- Wiek: 72
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Dzięki Celin ... skomentowałem w opisie Schwartza. Super podróż i opisy. Zdjęcia również
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
- Paweł Włóczykij
- Posty: 1443
- Rejestracja: 07 czerwca 2010, 23:49
- Motocykl: nieco ułomny
- Lokalizacja: Józefów
- Wiek: 64
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
... ja się nie zgadzam!
Teraz już nikt nie zechce opisać swojej wyprawy! Ludziska może by i chcieli podzielić się swoimi wrażeniami, opisać spotkania i miejsca... ale nie! Kaśka siadła, napisała i chyba nikt już nie będzie w stanie jej dorównać, nawet Samotny Wilk Andzik... To niesprawiedliwe! - przecież mało kto tak umie...
Mimo wszystko apeluję z tego miejsca: LUUDZIE, nie łamcie się; piszcie mimo wszystko - jak kto potrafi, bo to potrzebne innym, by przetrwać Czas Niejeżdżenia i rozpalić Marzenia O Wyprawie...
Teraz już nikt nie zechce opisać swojej wyprawy! Ludziska może by i chcieli podzielić się swoimi wrażeniami, opisać spotkania i miejsca... ale nie! Kaśka siadła, napisała i chyba nikt już nie będzie w stanie jej dorównać, nawet Samotny Wilk Andzik... To niesprawiedliwe! - przecież mało kto tak umie...
Mimo wszystko apeluję z tego miejsca: LUUDZIE, nie łamcie się; piszcie mimo wszystko - jak kto potrafi, bo to potrzebne innym, by przetrwać Czas Niejeżdżenia i rozpalić Marzenia O Wyprawie...
...via ad meta - metam est!
- Blunio
- Posty: 5793
- Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
- Motocykl: Trek X-Caliber 8
- Lokalizacja: Warszawa Bemowo
- Wiek: 72
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
... teraz wszyscy będą chcieli ją brać na "plecaczka" - będzie komu pisać relacje, ofcoursPaweł pisze:Kaśka siadła, napisała i
A Ty Pawle nie roń krokodylich łez. Jak stopnieją śniegi i lody, wsiądziesz na swój chromowany nabytek (cokolwiek by to miało być), pojedziesz i napiszesz.
Dość sępienia
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
- andzik
- Posty: 438
- Rejestracja: 07 sierpnia 2009, 19:18
- Motocykl: Virago XV 535 92r
- Lokalizacja: Białystok/Warszawa
- Wiek: 38
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Świetna relacja Kasiu! Gratuluję. Aż się chce wrócić...
Pozdrawiam!!!
Pozdrawiam!!!
- Celina
- Posty: 722
- Rejestracja: 30 września 2011, 00:58
- Motocykl: XV 535 '99
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 36
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Zaskoczona jestem przemile komentarzami! Napisanie tej relacji sporo mnie kosztowało. Teraz widzę, że naprawdę BYŁO WARTO!!
Dziękuję Kochani, każdemu z osobna, za miłe słowa i cieszę się, że mogłam sprawić Wam radość i być przyczyną uśmiechu )
Paweł... mogę obiecać, że więcej się to nie powtórzy
...tak... na koniec świata Rozmarzyłam się....))))
Ściskam serdecznie myśląc o sezonie 2012...
P.S.Więcej zdjęć (i filmików) w wersji Schwartzowej tu: http://virago.com.pl/viewtopic.php?f=5&t=14703&start=25
i mapa trasy http://maps.google.com/maps/ms?ie=UTF&m ... 6a19d1ebf4
Dziękuję Kochani, każdemu z osobna, za miłe słowa i cieszę się, że mogłam sprawić Wam radość i być przyczyną uśmiechu )
Paweł... mogę obiecać, że więcej się to nie powtórzy
...tak... na koniec świata Rozmarzyłam się....))))
Ściskam serdecznie myśląc o sezonie 2012...
P.S.Więcej zdjęć (i filmików) w wersji Schwartzowej tu: http://virago.com.pl/viewtopic.php?f=5&t=14703&start=25
i mapa trasy http://maps.google.com/maps/ms?ie=UTF&m ... 6a19d1ebf4
Ostatnio zmieniony 30 stycznia 2012, 11:51 przez Celina, łącznie zmieniany 1 raz.
Kasia
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
- -waldi-
- Posty: 7073
- Rejestracja: 14 kwietnia 2009, 22:29
- Motocykl: XV700N '85/96+ST1100
- Lokalizacja: Oświęcim
- Wiek: 46
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Bombowe
opis super, chyba w przyszłym roku uderzę w tamte strony bo ciekawie się prezentują
opis super, chyba w przyszłym roku uderzę w tamte strony bo ciekawie się prezentują
- Bynio
- Posty: 1300
- Rejestracja: 05 czerwca 2011, 18:21
- Motocykl: XVS 1300 2007r.
- Lokalizacja: Kutno
- Wiek: 58
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Świetny reportarz , też bym tak chciał kiedyś się wybrać na taką wycieczkę.
Umiarkowane spożywanie alkoholu nie jest szkodliwe nawet w duzych ilościach
- Retman
- Posty: 348
- Rejestracja: 31 grudnia 2011, 11:03
- Motocykl: ;-)
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 56
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Celinko,a patrząc na to zdjęcie(Avatar),to raczej Calineczko ...na koniec świata,do końca świata i jeden dzień dłużej ...ten tego ten...jeśli nie sprawi Ci kłopotu,to może podasz parametry aparatu,bo zdjątka bardzo udane
pozdrawiam!
pozdrawiam!
- Schwartzu
- Posty: 1805
- Rejestracja: 23 kwietnia 2009, 21:03
- Motocykl: XV535'99, BMWR1100RT
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 39
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Witaj Retman!Retman pisze:...jeśli nie sprawi Ci kłopotu,to może podasz parametry aparatu,bo zdjątka bardzo udane
pozdrawiam!
Aparat to taka zwyczajna cyfrówka Olympus C5060WZ - widoczna na zdjęciu z Koziołkiem Matołkiem
A druga część zdjęć była robiona telefonem Celinowym.
PS.
Info o Grupie Warszawskiej
"Without Contraries is no progression. Attraction and Repulsion, reason and Energy, Love and Hate, are necessary to Human existence."
W. Blake
W. Blake
- Retman
- Posty: 348
- Rejestracja: 31 grudnia 2011, 11:03
- Motocykl: ;-)
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 56
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Dzięki Schwartzu !,dopytuję się,bo strasznie lubię focić i dobrym pejzażem zawsze można mnie kupić ,jednak potwierdza się że dobre zdjęcie można zrobić najzwyklejszą cyfrówką,ten model ma tylko 5,1 megapikseka,ale dość dobry obiektyw...
pozdro!
pozdro!
- Paweł Włóczykij
- Posty: 1443
- Rejestracja: 07 czerwca 2010, 23:49
- Motocykl: nieco ułomny
- Lokalizacja: Józefów
- Wiek: 64
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Celina pisze:Paweł... mogę obiecać, że więcej się to nie powtórzy
Paweł pisze:... ja się nie zgadzam!
...via ad meta - metam est!
- Marko22
- Posty: 462
- Rejestracja: 25 sierpnia 2011, 20:51
- Motocykl: yamaha virago 1100
- Lokalizacja: Starogard Gdański
- Wiek: 66
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Kurcze ale wam zazdroszczę ,świetna wyprawa ,świetne zdjęcia i wszystko wspaniałe.Nabrałem ochoty.Pozdrawiam
- Alicjana
- Posty: 664
- Rejestracja: 06 stycznia 2012, 00:47
- Motocykl: XV535, BMW GS650
- Lokalizacja: Warszawa/Mokotów
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Staram się nie używać takich określeń, ale nie mogę się powstrzymać:
ZA-JE-...-SZ-CZO !!!!!!!
No po prostu mam ochotę jeszcze tej nocy wstać, zamontować akumulator, odpalić i pojechać na spotkanie z Draculą !
Styl, sposób narracji i odpowiednie dozowanie dowcipu na najwyższym poziomie.
Mam konkretne pytanie:
Jak udało Wam się Virażką 535 pokonać taki dystans?? Kierowca, Plecak, namiot, pozostałe bambetle? No chyba, że to nie jest 535 tylko Super Tenere przyobleczona w virażą skórę...
Wielki szacun,
Alicjana.
ZA-JE-...-SZ-CZO !!!!!!!
No po prostu mam ochotę jeszcze tej nocy wstać, zamontować akumulator, odpalić i pojechać na spotkanie z Draculą !
Styl, sposób narracji i odpowiednie dozowanie dowcipu na najwyższym poziomie.
Mam konkretne pytanie:
Jak udało Wam się Virażką 535 pokonać taki dystans?? Kierowca, Plecak, namiot, pozostałe bambetle? No chyba, że to nie jest 535 tylko Super Tenere przyobleczona w virażą skórę...
Wielki szacun,
Alicjana.
Gdzie diabeł nie może tam babę na moto pośle
- Blunio
- Posty: 5793
- Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
- Motocykl: Trek X-Caliber 8
- Lokalizacja: Warszawa Bemowo
- Wiek: 72
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Tenere fajna, ale za dużo w niej ... "off roadu". Dla takich jak nasze przedsięwzięć IMHO najlepsze (w relacji ceny oczywiście) V-strom. Teraz virażka z takim połykaczem kilometrów dzieli u mnie miejsce przy ... żłobie.Alicjana pisze:chyba, że to nie jest 535 tylko Super Tenere przyobleczona w virażą skórę...
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
- zibi-nl
- Posty: 201
- Rejestracja: 10 sierpnia 2011, 17:49
- Motocykl: XVS 1300 CT
- Lokalizacja: Mordy (PL) Kleve (D)
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Jestem pod wrazeniem opisu i zdjec
Tak jak rozmawialismy w Caffe66 zapraszam w moje strony
Tak jak rozmawialismy w Caffe66 zapraszam w moje strony
- Winnetou
- Posty: 3713
- Rejestracja: 15 maja 2008, 22:01
- Motocykl: niemiecki
- Lokalizacja: Augsburg(Bawaria)
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Najpierw przyjada w ...mojezibi-nl pisze:
Tak jak rozmawialismy w Caffe66 zapraszam w moje strony
Jedni umieją drudzy"umią"...
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
- Celina
- Posty: 722
- Rejestracja: 30 września 2011, 00:58
- Motocykl: XV 535 '99
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 36
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
DziękujęAlicjana pisze:Staram się nie używać takich określeń, ale nie mogę się powstrzymać:
ZA-JE-...-SZ-CZO !!!!!!!
No po prostu mam ochotę jeszcze tej nocy wstać, zamontować akumulator, odpalić i pojechać na spotkanie z Draculą !
Styl, sposób narracji i odpowiednie dozowanie dowcipu na najwyższym poziomie.
Mam konkretne pytanie:
Jak udało Wam się Virażką 535 pokonać taki dystans?? Kierowca, Plecak, namiot, pozostałe bambetle? No chyba, że to nie jest 535 tylko Super Tenere przyobleczona w virażą skórę...
Wielki szacun,
Alicjana.
Sezon lada moment! (Nie widzę tego śniegu za oknem!) Taka piękna jesień tej zimy była, że nawet wczoraj Kierowca zamontował mi błotniki w rowerze z zamiarem poszusowania po kałużnych szosach warszawskich...
A jak nam się udało? Nie skłamię jak powiem: "ot tak, po prostu". Kierowca wyznaje zasadę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Widać, ma rację
Wsiedli i pojechali. Ot co
zibi-nl & Winnetou - nie kłóćcie się Panowie Szczęście, też motocyklowe , ma to do siebie, że jak się nim dzielimy, to ono się mnoży Może dwie pieczenie na jednym ogniu upieczemy
Och ten maj! Czemu jeszcze musi być luty marzec i kwiecień!!
Kasia
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
- Mocho
- Posty: 639
- Rejestracja: 21 kwietnia 2010, 21:33
- Motocykl: virago xv250 '93
- Lokalizacja: pod Kielcami ;)
- Wiek: 33
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
fajny opis, dobrze się czyta, no i zdjęcia też mi się spodobały, czyli generalnie świetna relacja gratuluję
- Blunio
- Posty: 5793
- Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
- Motocykl: Trek X-Caliber 8
- Lokalizacja: Warszawa Bemowo
- Wiek: 72
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Celina napisała:
Nie mogłem się powstrzymaćSzczęście, też motocyklowe , ma to do siebie, że jak się nim dzielimy, to ono się mnoży
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
- xkrzychu
- Posty: 97
- Rejestracja: 17 grudnia 2011, 14:42
- Motocykl: XV1100
- Lokalizacja: Kraków
- Wiek: 40
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Konkretnie opowiedziane, świetnie się czyta i - co tez ważne- ogląda
Aż można odnieść wrażenie, iż Virka została stworzona do takich wojaży, nie straszne jej kilo-gramy i kilo-metry.
Gratulajce!
ps. Fragment o psach wywołuje u mnie ciary :/
Aż można odnieść wrażenie, iż Virka została stworzona do takich wojaży, nie straszne jej kilo-gramy i kilo-metry.
Gratulajce!
ps. Fragment o psach wywołuje u mnie ciary :/
- jarek70
- Posty: 378
- Rejestracja: 10 lipca 2011, 20:21
- Motocykl: Boulevard M 800
- Lokalizacja: Olsztyn
- Status: Offline
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
Kasiu,jesteś WIELKA,wspaniały opis,wspaniałe pióro,wielki szacunek,najlepsza relacja na forum(bez względnie),pozdrowienia dla Ciebie i kierowcy
do zobaczenia,może w Kletnie?
do zobaczenia,może w Kletnie?
Re: Podróż w Nieznane okiem Plecaczka
fajna relacja tylko pozazdrościć takiej wyprawy
byle do wiosny
byle do wiosny